53. Dziękuję za Wasze wsparcie pod
poprzednim rozdziałem. Egzamin oblałam, ale teraz już będę
próbować do skutku. Jestem pewna, że we Wrocławskim WORDzie mnie
zapamiętają ;) Sama nie mogę się sobie nadziwić, jak to jest, że
w klasie maturalnej mam więcej czasu na pisanie niż kiedykolwiek
wcześniej. Trochę mnie to niepokoi ;) Tymczasem – co trapi
Hermionę Granger i dlaczego nos Syriusza przypomina śliwkę.
Powrót do Nory przywrócił jej siły. Czuła, że wróciła do domu, gdy pani Weasley postawiła przed nią gigantyczny talerzy zupy pomidorowej, a pan Weasley uściskał ją serdecznie i usiadł z nią przy stole, opowiadając o tym, co działo się w Norze pod jej nieobecność. Hermiona zaś zdawała szczegółową relację ze swojego pobytu u Malfoyów – państwo Weasleyowie wyglądali tak, jakby starali się ukryć swoje zaskoczenie faktem, że było jej tam tak dobrze. Uśmiechnęła się na myśl, że może powinna powiedzieć mamie Rona, że jednak nie karmiono jej tam tak dobrze, jak tu.
- W każdym razie – moja operacja się odbędzie. Mam nadzieję, że już niedługo – zakończyła swoją opowieść.
- Oczywiście, że się odbędzie. Chyba nie myślałaś, że będzie inaczej? - pani Weasley najeżyła się jak rozeźlona kotka – Dumbledore nie we wszystkim ma rację. Na pewno nie zostawimy cię w takim stanie.
- A więc... naprawdę się pokłóciliście?
- Nie „pokłóciliśmy” tylko próbowaliśmy przemówić mu do rozsądku. Prawda, Arturze?
- Naturalnie – potwierdził skwapliwie, choć minę miał nieco niepewną.
- Skąd ten grymas? - fuknęła na niego żona – Uważasz, że źle robimy?
- Ależ skąd! Po prostu tym, czego zawsze się baliśmy, było podzielenie nas na dwa obozy. A teraz właśnie...
- Och, przestań! Nie ma żadnych obozów! Wojna już się skończyła, a ci cali Wyznawcy, niech ich diabli, to dla Zakonu byle bzdura, wykończymy ich co do ostatniego! - warknęła, po czym cisnęła szmatkę na kuchenny stół i wyszła do salonu. Dźwięki z niego dochodzące świadczyły o tym, że zbyt energicznie ścierała kurze. Hermiona spojrzała pytająco na pana Weasleya.
- Wiesz, odkąd wynikła ta sprawa z Fleur... Cóż, Molly uważa, że w Zakonie jest ktoś od nich i dlatego właśnie oskarża Fleur. Bo im uciekła, bo się nie dała. Myśli, że to zemsta.
- A pan uważa, że to nieprawda?
- Nie chcę nawet o tym myśleć. Nie wierzę, by ktoś zdradził – potarł dłońmi szare ze zmęczenia, nieogolone policzki. Hermiona ściągnęła lekko usta w zamyśleniu. To wszystko wydawało jej się tak niepoukładane i dziwne, że zaczęła się zastanawiać, czy wynikiem tej całej chorej sytuacji nie jest powojenna trauma, obawa, że wszędzie może czaić się wróg.
W tej chwili drzwi wejściowe się otworzyły i do środka wpadło sporo mroźnego powietrza. Harry i Ron zatrzymali się gwałtownie na widok Hermiony. Zwłaszcza Harry wyglądał, jakby nogi przyrosły mu do podłogi. Ron musiał go szturchnąć, by przypomniał sobie, że czas zdjąć płaszcz.
- Chłopcy, jesteście! - powitała ich Molly, ale zaraz potem spojrzała na tę scenę i zdała sobie sprawę z tego, co widzi: Hermiona patrzyła na Harry'ego tak, jakby marzyła, żeby się do niej odezwał, a on jakby marzył, by nigdy nie musiał tego robić.
- Ron – zaczęła pani Weasley – Zdaje się, że na strychu zalęgły się bahanki. Pomóż ojcu, a ja zrobię pranie – zarządziła. Ron i pan Weasley, ku rozpaczy Harry'ego, niezwykle szybko zabrali się do wykonania swojej pracy. Pani Weasley przezornie zamknęła drzwi, by nie pomyśleli, że ktoś ich podsłuchuje.
- Co słychać? - zagadnęła Hermiona, ale nie doczekała się odpowiedzi. Tylko wpatrzone w nią, przestraszone zielone oczy mówiły jej, jak bardzo ich właściciel bał się tej rozmowy.
- Hermiono ja... nie wiem, co powiedzieć. Przepraszam. Choć to tak głupio brzmi... Wiem o twojej ręce. Ja... nigdy bym nie... - urwał, patrząc na nią błagalnie i wyczekująco. Zdawało się, że głos uwiązł mu w gardle.
- Nie czuj się winny. To na ciebie ktoś rzucił zaklęcie. Wiem o wszystkim.
- Naprawdę podle się z tym czuję. Nie rozumiem, jak mogłem zrobić coś takiego właśnie tobie. Postaram się to naprawić, zrobię wszystko.
- Harry – zaczęła spokojnie, kładąc mu rękę na ramieniu – nie mam do ciebie żalu. Wiem przecież, że nigdy byś tego nie zrobił, gdyby nie zaklęcie. A to, że do ciebie wtedy poszłam, to była słuszna decyzja. Nie wiadomo, co byś sobie zrobił, gdyby nikt cię nie powstrzymał. Wolę żyć z niesprawną ręką i wiedzieć, że z tobą wszystko w porządku niż rzucać świetnie zaklęcia bez ciebie.
Jedyną odpowiedzią na to wyznanie był długi, mocny, wręcz żelazny uścisk Harry'ego. Nie chciała, by pomyślał, że mu wybacza, bo nie miała czego. Był taką samą ofiarą tego, co się stało, jak ona.
Rona i jego rodziców bardzo ucieszył widok dwójki przyjaciół w swoich objęciach. Tego dnia właściwie się już nie rozstawali. Hermiona próbowała nawet żartować, że Harry, który wszystko za nią robił, został jej „prawą ręką”, ale gdy zbladł, przestała się z tego śmiać.
Wieczorem zaś przyszedł czas na kolejną sensację. Do Nory wpadł wściekły, zmarznięty Syriusz, z nosem wielkości i barwy dojrzałeś śliwki. Był zakrwawiony, ale bardziej przeszkadzała mu chyba własna złość.
- Co się stało! - pani Weasley od razu rzuciła się na niego z różdżką i nastawiła złamany nos – Syriuszu, mów natychmiast! Czy to Wyzn...
- Nie – burknął, odgarniając z twarzy włosy.
- Pojedynkowałeś się czy biłeś? - dopytywała kobieta.
- Można powiedzieć, że jedno i drugie. W każdym razie – przegrałem.
- Widać – orzekła pani Weasley obrażonym tonem.
- Możesz być pewna, że nie widać – tu, nie wiedzieć czemu, spojrzał na Hermionę wzrokiem tak przeszywającym, jak człowiek, któremu wyrządzono wielką krzywdę i próbowano pozbyć się za to odpowiedzialności. Jej pytające spojrzenie pozostało bez odpowiedzi.
- To Snape? - warknął Harry. Hermiona dopiero teraz wzdrygnęła się, zdając sobie sprawę z tego, że to najprawdopodobniejsza z wersji wydarzeń.
- Gdzie go spotkałeś? Przecież powinien być w Hogwarcie! - zawołała od razu.
- Ale nie był – odparł krótko i wstał. Jego ton dał jej jasno do zrozumienia, że nie chce rozmawiać na ten temat ani z nią, ani z nikim innym.
- Czy to się kiedyś skończy... - westchnęła, pytając chyba samą siebie.
- Wyrosną mi rogi, jeśli nie poszło o ciebie – powiedział Ron, zakładając ręce na piersi. Harry się nie odzywał, ale wiedziała, że myśli podobnie.
- Nawet jeśli, to nic nie mogę na to poradzić. Wiesz, jacy są.
- Ale wiem też, że potrzebują dobrego powodu. Czy możesz nam wreszcie dokładnie wyjaśnić, na czym polega twoja relacja ze Snapem?
- Ron, ja wcale...
- Tak, wiem, że nie musisz nam się tłumaczyć. Ale to wszystko trwa już tak długo i jest tak zagmatwane, że zwyczajnie trudno się w tym połapać. Powiedz mi tylko, czy mamy się czego obawiać?
- A czego chcesz się obawiać? Cokolwiek mnie łączy ze Snapem, nie ma to wpływu na was.
- A więc jednak coś was łączy.
- To nie takie proste – rzekła poważnym tonem, zresztą zgodnie z prawdą. Nic w tej relacji nie było proste. Snape chciał z nią być i nie chciał, pragnął jej i nie pragnął, kochał ją i... Tu jej myśli zakończyły płynny bieg. Czy w ogóle dał jej kiedykolwiek, nawet błahy powód, by mogła sądzić, że naprawdę ją kocha? Czy on w ogóle umiał kochać ją tak, jak tego chciała? Pierwszy raz po tych wszystkich wspólnych miesiącach w swoje ostre szpony chwyciły ją wątpliwości. Wyobrażała sobie ich razem, ale wspólna przyszłość była nadal abstrakcją. Nie posądzała Severusa o to, że nie myśli o niej poważnie, raczej siebie o to, że nie będzie umiała jej sprostać.
- Więc? - jak zza mgły usłyszała głos Rona.
- Więc sama nie wiem, co mam ci powiedzieć. Wyjaśnię wam wszystko, kiedy przyjdzie czas.
- A ten czas – zaczął nieśmiało Harry – ma szansę kiedyś nadejść?
- Co masz na myśli?
- Chodzi mi o to, że Snape może nigdy ci tej sytuacji nie wyjaśnić. I nie mówię tego tylko ze względu na to, że wolałbym widzieć Syriusza na jego miejscu. Po prostu akurat w tej kwestii nigdy mu nie zaufam.
Hermiona nie odpowiedziała. Wiedziała już, że myśli wokół jej relacji z tym mężczyzną nie dadzą jej spokoju przez długie dni. Właściwie – na to też liczyła. Potrzebowała sporo czasu, by uporządkować myśli i ułożyć w głowie wszystkie pytania, które chciała mu zadać.
Fajnie, ze dalej piszesz :)
OdpowiedzUsuńCzekam na ciąg dalszy :P
Powiem tak, brakowało mi Severusa. Chciałabym więcej sevmione.. ale jak cię znam wynagrodzisz ;)
OdpowiedzUsuńCornelia Grey..
Mogę się założyć, że wszystkiemu winny Bagman... (zły czlowiek) ;/
OdpowiedzUsuńTak mało Severusa..., ale to dobrze, w następnym rozdziale będzie więcej :)
OdpowiedzUsuńJak to dobrze, że piszesz. Codziennie wchodzę i liczę na to, że znajdę kolejny rozdział. Doczekałam się :)
OdpowiedzUsuńPopieram przedmówczynie... więcej Severusa :)
Zapraszam do siebie http://samarastory.blogspot.com/
Pozdrawiam SomeSay
Ojej, jakoś mi nie żal Syriusza. Zawsze bardziej lubiłam Severusa, szczególnie po opisie jego życia w Hogwarcie.
OdpowiedzUsuńRozdział konkretny z nutką niepewności na końcu - podoba mi się ^.^
Powodzenia w szkole (to ten czas, kiedy każda forma pytania daje się we znaki), dużo weny i czasu!
Pozdrawiam,
Morgena
Z tym prawem jazdy to nie znam osoby, która by nie musiala zdawać conajmniej 2 razy, nie ma się czym przejmować.
OdpowiedzUsuńCiekawe o co dokładnie im poszlo :D Musze przyznać, ze nie znoszę nie zdecydowanego Severusa, jest taki dziecinny.. Mam nadzieje, ze Twoj w ostatecznosci taki nie bedzie xD
Liczę, że w następnym rozdziale Severus rozwieje Hermionie(i nam) wszelkie wątpliwości. ;) Oraz, że Syriusz kiedyś pogodzi się z tym, że przegrał. Choć akurat uwielbiam potyczki tych dwóch panów. :D
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadanie jest niesamowite-w końcu musiałam to napisać(a rzadko jakiekolwiek komentuję)! Z niecierpliwością wyczekuję kolejnych rozdziałów! Życzę dużo weny ;)
OdpowiedzUsuńA wiec i Hermione dopadły watpliwosci, mam nadzieje ze skonczy sie to dobrze, ze oboje podejma dobra decyzje :) Ach Syriusz i Severus znow zachowuja sie jak dzieci, ja rozumiem, ze Hermiona, ze te milosne wywody, ale oni sa juz doswiadczonymi ludzmi, powaznie musza sie tak kłocic? :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
~ Sandra
PS
Zrobiłaś mi wielka ochote na pomidorowa haha :D