52. Rozdział
severusowo-hermionowo-zakonowy. Nie wiem, co się porobiło z
literami i odstępami na blogu, postaram się jakoś to naprawiać. A
tymczasem proszę, aby jutro, punkt dziewiąta rano, wszystkie moje
Czytelniczki trzymały kciuki. Może wtedy uda mi się zdać egzamin
na prawo jazdy ;)
Pozwolili jej wstać z łóżka dopiero po czterech dniach. Wciąż wszystko ją bolało i mocno utykała na prawą nogę, ale tym, co ją naprawdę martwiło był brak wieści co do decyzji Dumbledore'a. Czucie w dłoni nie wróciło, za to czas działał zdecydowanie na niekorzyść w tej sprawie. Draco wychodził ze skóry, by znaleźć w książkach jakiś sposób na ratunek dla Hermiony i oświadczył, że tak tego nie zostawi, choćby miał ją sam operować kuchennym nożem. Ten pomysł nie bardzo jej się podobał, ale podziękowała mu za dobre chęci. Rodzice Dracona starali się unikać ciepłych gestów, ale wiedziała, że są po jej stronie. Lucjusz codziennie wypytywał syna, czy rozmawiał ze Snapem, a Narcyza półszeptem dyskutowała z mężem, rzucając ukradkowe spojrzenia w kierunku Hermiony. Dyrektor milczał jednak uparcie.
Oczekiwanie odbierało jej nadzieję. Powoli zaczęła przełykać gorycz świadomości, że to koniec jej kariery, jeśli w ogóle można było mówić o jej początku. Zastanawiała się też nad tym, co będzie mogła robić zamiast tego, a ilekroć to robiła, przypominał jej się wyraz twarzy Severusa, gdy mu powiedziała, że zamierza zostać uzdrowicielką. To był pierwszy raz, gdy poczuła płynące od niego uznanie. Chciała ten widok zachować w pamięci na zawsze.
- Kiepsko wyglądasz – rzekł Draco, gdy po kolacji siedzieli razem przy oknie w jego pokoju – Może chcesz, bym wysłał wiadomość do Severusa?
- Daj mu spokój. I tak ma pewnie dużo pracy.
- Bardzo się stara. Na pewno przekonuje Dumbledore'a, by pozwolił zoperować cię w Hogwarcie.
- Nawet o tym nie myśl – parsknęła – To już nie jest szpital polowy, są tam teraz setki uczniów, nie ma do tego ani miejsca ani warunków. Zresztą... może i będzie mi trudniej, ale przecież brak dłoni to jeszcze nie koniec życia.
- O czym ty mówisz? - Draco gwałtownie podniósł się z miejsca – Jaki brak ręki? Już ci chyba powiedziałem, że nie pozwolę, żeby tak to zostało zakończone! I nie wierzę, że to właśnie ty tak szybko się poddałaś – ofuknął ją.
Nie wiedział, że nie o poddanie się tu chodziło. Może dojrzała? Jeszcze rok temu czułaby, jak niebo wali jej się na głowę, gdyby coś takiego jej się przytrafiło. Ale dziś w jej pamięci wyszyte grubym ściegiem były już takie momenty w życiu, gdy myślała, że straciła wszystko, że cały jej świat zatrząsł się i runął. Było przecież tyle trudniejszych chwil, tyle momentów, w których zostawała sama ze swoimi lękiem, bólem i ciężarem, którego nie potrafiła unieść. Właśnie dzięki temu wypadkowi zrozumiała, że czasem poradzić z czymś sobie nie znaczy wygrać, ale pogodzić się z losem. Pierwszy raz w życiu nie zamierzała ruszać do boju na śmierć i życie, ale z pokorą podźwignąć to, co rzucono na jej barki. Myśląc o tym pierwszy raz poczuła się również dorosłym człowiekiem, naprawdę dorosłym, nie tylko dzięki wiekowi.
Nazajutrz wreszcie zjawił się Severus. Od razu z niepokojem przyjrzał się jej zmartwiałej dłoni i ujął ją w swoją, po czym na chwilę obrzucił pytającym spojrzeniem. Cisza odpowiedziała mu, że nic się nie zmieniło.
- Albus się o ciebie boi – rzekł – Ale Minerwa i Molly nie dają mu żyć. Mimo wszystko... - westchnął, rozejrzawszy się dookoła – jeśli się nie zgodzi, pomożemy ci na swoich zasadach.
Nie – powiedziała stanowczo – Nie będziemy działać bez wiedzy Dumbledore'a. Jeśli się boi, to pewnie ma dobry powód.
- Od kiedy to martwisz się takimi błahostkami jak zmartwienia dyrektora Hogwartu? Przez ostatnie osiem lat w niczym ci nie przeszkadzały.
- Myślisz, że bez tej operacji zamknę się w sobie, popadnę w depresję i zacznę być tak samo zgryźliwa jak ty?
- Co to ma, do ciężkiej cholery być! - warknął, waląc pięścią w stół – Jakaś durna manifestacja poglądów? Tu chodzi o całą twoją przyszłość! Nie rozumiesz, że przez tą całą dłoń wszystko, co zaplanowałaś, legnie w gruzach?
- Wszystko? - uniosła pytająco brew. Severus zrozumiał. Pokręcił głową, choć miał ochotę uderzyć nią w ścianę.
- Dobrze, nie wszystko. Ale znaczna część twoich planów. Naprawdę warto poświęcić się w takim stopniu w imię idiotycznie pojętego posłuszeństwa? Posłuchaj może Pottera i Weasleya, już oni ci wyjaśnią, co należy zrobić.
- Nie chodzi tu o żadne poglądy! Mam już dość szamotania się pomiędzy tym, co muszę, a tym, co chcę zrobić. Dlatego niech zostanie tak, jak jest.
- Oszalałaś. Ale ja na szczęście zachowałem odrobinę zdrowego rozsądku, dlatego oznajmiam ci: nie zostaniesz kaleką i nic mnie nie obchodzi twoja powypadkowa, chwilowa depresja. Nie przerywaj mi! - wrzasnął, widząc, że do tego właśnie się szykuje – To, co pewnie w twojej kudłatej głowie roi się jako heroicznie dojrzała decyzja, jest wynikiem chwilowej słabości i zmęczenia. A jeśli to do ciebie nie przemawia to przyjmij do wiadomości fakt, że jeśli się z kimś wiążesz to ten ktoś ma wiele do powiedzenia w twojej sprawie.
- Nie wiedziałam, że w końcu postanowiłeś się ze mną oficjalnie związać.
- A ja nie wiedziałem, jak głupia potrafi być baba, która nie dość, że ustawicznie głupia, obiła sobie głowę spadając ze schodów! Koniec tematu! - oznajmił od razu. Nawet rozbawiłaby ją ta wymiana zdań, gdyby nie to, że wiedziała, jak bardzo Severusowi zależy, by ją skutecznie wyleczono.
- Co konkretnie zamierzasz? Albo zamierzacie?
- Studiujesz magomedycynę chyba nie na darmo. Draco porozmawia z profesor Popeleen.
- Co? - wyglądała, jakby trafił ją piorun – To chyba żart?
- Żart to byłby wtedy, gdybyśmy pozwolili ci stracić rękę przez twoje fanaberie.
- Dumbledore i Popeleen się znają. Jeśli ona mnie zoperuje, on pierwszy się o tym dowie.
- Bingo. Jeśli cię zoperuje. A więc fakt dokonany.
- Kiedy będę mogła wreszcie wrócić do Nory? Z niczym nie jestem na bieżąco – rzekła niby z wyrzutem. Snape przewrócił oczami.
- Patrzcie państwo, a ziemia kręci się dalej. Jak to możliwe?
- Czego mi nie chcesz powiedzieć? - zmrużyła podejrzliwie oczy. Właściwie już od kilku dni spodziewała się jakichś wieści z Zakonu, odwiedzin czy choćby listów. Teraz była już pewna, że coś przed nią ukrywają, by oszczędzić jej dodatkowych zmartwień.
- Niczego, o czym musisz wiedzieć.
- Muszę wiedzieć o wszystkim, co się u was dzieje.
- Bywa, że to co myślisz, dalece rozmija się z prawdą – prychnął ze złością.
- Dość tego! Albo mi powiesz, o co chodzi, albo w tej chwili pakuję manatki i wracam do Nory.
- Tak? - Snape wyglądał, jakby wygrał milion galeonów – A może spakujesz się za pomocą różdżki? Proszę, użyczę ci nawet swojej – z szyderczym uśmiechem wręczył jej różdżkę, którą chwyciła lewą ręką. Chcąc mu zrobić na złość, a jednocześnie będąc pewną, że spodziewał się bardziej pokornego zachowania, machnęła różdżką na swoje rzeczy. Te zaś, zamiast ułożyć się w zgrabnych stosach na łóżku, rozsypały się na podłodze. Jej źrenice rozszerzyły się gwałtownie ze strachu.
- No – mruknął zadowolony Snape, wyrywając jej różdżkę z ręki – to chyba znalazłem dobry argument, by cię przekonać do operacji.
- Przecież moja lewa ręka...
- Tak, droga uzdrowicielko z wielkim talentem do zapamiętywania istotnych szczegółów. Gdy po raz pierwszy weszłaś do sklepu Olivandera, zapytał cię „która ręka ma moc?”. Założę się, że odpowiedziałaś: „prawa”. Czego się spodziewałaś? Że skończy się na trzymaniu pióra w lewej dłoni? Och, po twojej minie widzę, że pomyślałaś tylko o manualnych trudnościach z władaniem różdżką. Tymczasem nim nauczysz się sprawnie posługiwać magią lewej ręki, przez kolejne lata będziesz wierną kopią Logbottoma.
Hermiona zacisnęła ze złości zęby.
- No więc? Kiedy zamierzacie rozmawiać z profesor Popeleen?
- Dla ciebie w każdej chwili – ukłonił się teatralnie, diablo zadowolony z całego swojego występu. Najbardziej cieszył go jednak fakt, że w tak prosty sposób udało mu się ją przekonać. Ona jednak nie zapomniała, od czego w ogóle zaczęła się ta rozmowa.
- Miałeś mi powiedzieć, co się dzieje w Zakonie. Uprzedzając pytanie – nie, nie odpuszczę.
- Twoja teoria chyba... wszystkich przekonała. Problem w tym, że gdy wszyscy zaczęli szukać kogoś, kto niepoprawnie wypowiada formuły zaklęć, większość podejrzeń padła na tych, którzy władają obcym językiem.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - warknęła gniewnie – Że to Fleur albo Gabrielle? Przecież to bzdura! Kompletny absurd!
- Spokojnie – poprosił, patrząc jej w twarz – Wiem. I nie uważam, by którakolwiek z nich miała powód. Ale już taki Bagman nie da się tak łatwo przekonać.
- A co ten gbur ma w ogóle do gadania! - wybuchnęła nagle – Na jakiej podstawie tak twierdzi, jakim prawem...
- Takim, że... - Sanpe zacisnął na chwilę usta – Jak wiesz, miał wiele wspólnego z Pheobe Popeleen. A ona opowiedziała mu, że Fleur nie do końca działała na korzyść Zakonu, gdy była w niewoli.
- Przecież to się działo dawno po tym, jak rzucono zaklęcie na Dumbledore'a!
- Ale według Popeleen to właśnie Delacour chciała zabić Dumbledore'a w bitwie i że użyła angielskiej formuły, by w razie czego nikt nie rozpoznał, że zaklęcie rzucała Francuzka.
- I ludzie naprawdę uwierzyli w te bzdury? - otworzyła usta ze zdumienia.
- Nie, oczywiście, że nie. Ale Albus próbował z nią rozmawiać, głównie dlatego, żeby wyjaśnić, czy to możliwe, by zrobiła to przez przypadek. Nie wierzył w jej winę. Ale ona poczuła się bardzo dotknięta, już na dobre zamknęła się w sobie, znów popadła w depresję. Weasleyowie rzucili się chmarą na Bagmana, a gdy Albus stanął w jego obronie, dobrali się również do niego.
- Chcesz powiedzieć, że mamy rozłam w Zakonie?
- W pewnym sensie... - patrzył na nią zaniepokojony, oczekując reakcji. I doczekał się.
- Pomożesz mi się spakować? Do operacji zostanę w Norze.
- Przecież jeśli Dumbledore się dowie, że...
- Czy to nie ty dziś tak żarliwie mnie przekonywałeś, że Dumbledore nie o wszystkim musi wiedzieć? - spytała, odzyskując gryfoński zapał. Snape bez słowa zaczął zbierać jej rzeczy. Wiedział już, że nawet jeśli Hermiona nie ma konkretnego planu, zamierza wszystko postawić z powrotem na nogi. I to właśnie w niej uwielbia.
Zauważyłam, że masz sporą tendencję do dodawania rozdziałów 21 września :D Dziś od trzech dni opuściłam Metanoię jakieś trzy godziny temu, a tu bum, nowy rozdział! Jak zwykle świetny, ale krótki. Czekam na więcej!
OdpowiedzUsuńJesteś prawdziwą czarodziejką słów!
OdpowiedzUsuńCornelia Grey.. :)
Masz jak w banku , jutro trzymamy kciuki!
OdpowiedzUsuńJestem pewna,że zdasz.
Rozdział świetny,ja JUŻ chcę kolejny! Nika
Zdałaś czy nie?
OdpowiedzUsuńKolejny świetny rozdział, pisz dalej :)
Dobrze, że kontynuujesz opowiadanie. Dawno nie czytałam tak dobrego :) Trochę za późno na trzymanie kciuków, ale życzę ci, a raczej mam nadzieję, że zdałaś :) Od jakiegoś czasu to ponoć nie lada wyczyn xD
OdpowiedzUsuńA wiec ten Bagman sie gdzies tam przeplata i jeszcze ma czelnosc oskarzac biedna Fluer, ktora pewnie juz powoli dochodzila do siebie... Zamorduje osobe, ktora tak bardzo chce upadku Dumbledore'a.. Hermiona nie moze sie poddac i na pewno w koncu odbedzie sie ta operacja, wierze w to :) dobrze,ze ma przy sobie Severusa, który potrafi przemówic jej do rozsądku ^^ kiedy wroci do Nory, znow wszystkich ustawi do pionu, wlasnie taka jest Granger, nie moge sie doczkac kolejnych rozdziałów :>
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
~ Sandra
Chwila, ale jaka Fleur? Ivo i Vero są Włochami, oni też mogli rzucać zaklęcia niewyraźnie! (Miałam powstrzymać się od komentarza do ostatniego dodanego rozdziału, ale żeby nikt nie zarzucił mi później, że nie ostrzegałam, piszę już teraz.)
OdpowiedzUsuńW takim razie… Kiedyś czytałam już “Metanoię”, ale na blogu pojawiła się przerwa i po pewnym czasie po prostu przestałam wypatrywać aktualizacji.
Wygląda na to, że blog ponownie stanął. Nie wiem, czy przez brak czasu autora, stratę natchnienia czy nowe pomysły wypierające z głowy stare. Jakikolwiek ten powód by nie był, jest powodem Twoim i jako jedyna masz do niego prawo. Nie piszę tego komentarza, by go kwestionować, ale po to, żebyś wiedziała, ile “Metanoia” dla mnie znaczy. A jeżeli moje słowa dotrą do Ciebie i (o czym marzę) zmotywują Cię w jakimś stopniu do dalszego pisania, nawet jeżeli nie będzie to to opowiadanie - przyjemność po mojej stronie.
Mnie samej zdarza się pisać, dlatego tak błyszczą mi się oczy, kiedy czytam kolejne rozdziały, w których dużo się dzieje, czy to dla głównej pary, czy dla Zakonu Feniksa. W odróżnieniu od moich postaci, bohaterowie “Metanoi” zachowują się logicznie, odpowiednio do nadanych im przez J.K. Rowling cech charakteru i na tyle przejrzyście, że mogę określić, które z nich lubię mniej lub bardziej i co o nich sądzę. To pewnie największy kontrast pomiędzy Twoimi, a moimi opowiadaniami, który sprawia, że mam ochotę powiesić sobie plakat Twojej twórczości na ścianie i zbudować wokół niego ołtarzyk. Przed rozpoczęciem powieści robisz plan tego, co pojawi się w kolejnych rozdziałach? Ciekawi mnie to, bo też chciałabym kiedyś pisać tak, jak Ty.
Jedyną rzeczą, która zmusić by mnie mogła do zmarszczenia brwi, jest postać Syriusza. Wydaję mi się, że jak na prawie czterdziestoletniego mężczyznę, który spędził 12 lat swojego życia w Azkabanie, zachowuje się zbyt lekko i nieodpowiedzialnie. To tylko moje spostrzeżenie, ale nie zaburza w żaden sposób przyjemności z czytania, więc to fanfiction wciąż pozostaje jednym z moich ulubionych.
Poza tym, wszystko co opisujesz, wydaje się realne. Mówię tu w szczególności o scenach w kryjówce Wyznawców Salazara. Czułam się lepiej, nie wiedząc kim jest druga przetrzymywana dziewczyna. Świadomość, że jest nią Fleur, w jakiś sposób zmusiła mnie do przejęcia się jej bólem, chociaż jest to tylko postać literacka, co nie uczyniło tego, co jako odbiorca poczułam, ani trochę mniej prawdziwym.
Do końca czytania zostały mi jeszcze dwa rozdziały. Jeśli wystarczy mi silnej woli, przeczytam je później, żeby jak najdłużej móc cieszyć się “Metanoią”. To, co mam już za sobą, przywróciło mi pewien, związany z serią o Harrym Potterze pomysł i udzieliło kilka ważnych lekcji pisarstwa, a przede wszystkim, co muszę powiedzieć na koniec, doprowadziło do jednego, ważnego spostrzeżenia - absolutnie wspaniale jest czytać to opowiadanie!
Pozdrawiam,
Mirtillo