50. Jestem sadystką. Powinnam smażyć
się w piekle. Zmusiłam Harry'ego, żeby narozrabiał i Hermionę,
by poniosła tego konsekwencje. A kto lubi Draco – może lepiej
niech pominie.
Snape zabierający ją do Nory z taką miną nie wróżył nic dobrego. W takim stanie widziała go tylko raz – na ich trzecim roku w Hogwarcie, gdy wydawało mu się, że ma okazję zemścić się na Blacku i Lupinie, ale cały ten plan został wkrótce zniweczony. W podobny sposób, jak wtedy, zaciskał wargi i pięści, oczy błyszczały mu groźnie, a szedł tak szybko, że ledwo nadążała, by dotrzymać mu kroku.
- Nie powiesz mi, co się stało? - spytała wreszcie, zdyszana, gdy znaleźli się w miejscu, którego nie znała.
- Czego nie rozumiesz w poleceniu „żadnych pytań”? - warknął – Zobaczysz na miejscu – Nie miała pojęcia, czyimi to obrażeniami mógł się tak przejąć Snape. Bo to, że ktoś oberwał, było oczywistością. Inaczej by jej nie wezwano.
Gdy wreszcie znaleźli właściwe miejsce do deportacji, z dala od wścibskich spojrzeń mugoli, bez słowa ścisnął jej ramię i razem wpadli w pędzący wir barw i ryku. Po chwili wypadli na ośnieżone podwórko Nory, już całkowicie pogrążone w mroku. Tylko z okien padało na nich mdłe światło. Snape puścił ją tak nagle, że mało brakowało, a wpadła by twarzą prosto w śniegową zaspę. Starając się nie myśleć o tym, jak bardzo zachowanie Severusa ją denerwuje, weszła za nim do Nory. Od razu dopadł do niej Ron.
- Nareszcie jesteś! Harry, jest na górze, był dzisiaj w Ministerstwie, gdyby nie Szalonooki... Nawet McGonagall nie mogła go powstrzymać...
- Zamknij się, Weasley – warknął przez zaciśnięte zęby Snape, nie dziwiąc się ogłupiałej minie Hermiony – Odkąd Potter wrócił z Ministerstwa, a raczej odkąd Moody przywlókł go tu związanego, zachowuje się, jakby oszalał, demoluje, niszczy, pali... Jednym słowem gorzej niż za czasów szkolnych. Minerwa i ja próbowaliśmy go spacyfikować zaklęciami, ale z jakiegoś powodu to niemożliwe. Może wreszcie ujawniło się jego schorzenie psychiczne?
- To nie jest śmieszne. Trzeba go jak najszybciej zbadać – wyminęła go szybkim krokiem, a widząc podążających za sobą Rona i Syriusza, zagroziła im różdżką. Nietrudno było się domyślić, gdzie Harry aktualnie się znajduje, bo wszędzie, gdzie się pojawił, słychać było trzask tłuczonej szyby albo czuć swąd spalenizny. Na widok Hermiony bez ostrzeżenia wypalił kilkoma zaklęciami z różdżki. Wszystkie sprawnie odbiła, zauważając, że wszystko, co robi, robi prawie na oślep, bez koncentracji.
- Harry, musisz mi powiedzieć, co się stało – poprosiła łagodnie.
- Wynoś się! - ryknął i zaczął uciekać, niby w panice. Nie oglądając się za siebie, rzucał w jej kierunku zaklęcia. Na półpiętrach zatrzymywał się i rozglądał, przerażony całą sytuacją. Widać było, że nie rozpoznaje miejsca, w którym się znalazł.
- To ja, Hermiona. Nie zrobię ci krzywdy! - wyciągnęła przed siebie ręce, chcąc do niego dotrzeć i uspokoić go. Nie pozwolił na to. Kompletnie tracąc nad sobą panowanie, wrzeszczał i miotał zaklęciami jeszcze szybciej niż chwilę temu. Jego twarz wyrażała skrajne przerażenie. Nie rozpoznawał ani jej, ani Nory. Nie wiedział, co robić, więc miotał się wściekle, zapewne odczuwając wielkie zagrożenie. To wcale nie pomagało. Wiedziała, że ktoś musiał celowo rzucić na niego groźne zaklęcie, być może chciał go nawet pozbawić życia. Dlatego nie mogła go bardziej skrzywdzić. Rzuciła na niego zaklęcie petryfikujące, ale chybiła o włos. To spowodowało, że przerażenie chłopaka urosło do rangi śmiertelnego strachu. Rozglądając się rozpaczliwie i nie znajdując kolejnych schodów, rzucił się ku jedynemu rozwiązaniu, jakie dostrzegał. Jednym zaklęciem roztrzaskał okno i popędził prosto w jego kierunku.
- Harry, nie! - wrzasnęła, w ostatniej chwili łapiąc go za ramiona i ciągnąc w dół. Razem upadli na podłogę i szamotali się przez dłuższą chwilę. Wreszcie to Harry nad nią zapanował. Przygwoździł ją swoim ciężarem do podłogi, z twarzą bardzo blisko jej twarzy. Zielone, tak dobrze jej znane oczy błyszczały groźnie, ale zupełnie inaczej, niż to zapamiętała. Przez chwilę zawahał się, jakby na kilka sekund wróciła mu jasność umysłu, ale nie uwolnił jej z żelaznego uścisku. Nie śmiała się poruszyć, czując czubek różdżki Harry'ego, dotykającej jej gardła. Oddychała szybko, a on wpatrywał się w nią intensywnie, drżąc na całym ciele. Nie mogła dłużej czekać. W tym stanie mogła spodziewać się po nim wszystkiego. Palcami wymacała swoją różdżkę, przytknęła ją do boku przyjaciela i wyszeptała formułę zaklęcia. Harry odskoczył, ale nie został spetryfikowany. Otworzyła usta w wyrazie absolutnego szoku. To nie mogło nie zadziałać... To niemożliwe... Ta chwila dekoncentracji słono ją kosztowała. Harry trzęsącą się ręką posłał ku niej klątwę. Hermiona straciła równowagę, wrzasnęła krótko i z rozpędem spadła ze schodów. Jedno piętro... kolejne... następne... Czuła okropny, paraliżujący ból. Wszystko traciło barwy i kształty. Świat rozpłynął się w czerni.
Molly wrzasnęła, Artur zakrył usta dłonią. Syriusz i Ron popędzili na górę z wyciągniętymi różdżkami.
- Severusie! - krzyczała rozpaczliwie Molly – Severusie, chodź tu natychmiast! - Snape po kilku sekundach pojawił się w salonie. Zdrętwiał na widok Hermiony, nad którą już pochylał się Artur – miała zakrwawioną twarz, pokrywały ją olbrzymie sińce, a jedna z rąk sterczała pod dziwnym kątem. Rozcięcie na jej głowie krwawiło obficie, a w miejscu, gdzie zwykle znajdował się lewy obojczyk, zionęła wielka, krwawa rana. Dopiero po kilku chwilach odzyskał władzę w nogach. Ukląkł przy niej, próbując różnych zaklęć.
- Musi ją obejrzeć uzdrowiciel – rzekł, próbując stłumić okropne drżenie głosu.
- Przecież Albus zabronił nam tu sprowadzać obcych! - jęknęła żałośnie Molly.
- Więc wezwijcie znajomych! Malfoy – wysyczał gniewnie, starając się opatrywać ranę Hermiony. Nie mógł opanować drżenia rąk. Rozsądek kazał mu zwalczyć złość na widok jej i Malfoya, musiał odsunąć swoje obawy, że istotnie, znalazła sobie kogoś młodszego, przystojniejszego, bardziej odpowiedniego. Gdy zobaczył, jak Draco obejmuje ją ramieniem, coś niezrozumiałego roześmiało się szyderczo w jego głowie. Nienawidził tego uczucia. Ale teraz to właśnie Dracon był jedyną osobą, która mogła jej pomóc. Co chwilę sprawdzał puls na jej szyi – chciał tylko jednego: by przeżyła i żeby ten cholerny upadek nie skazał jej na kalectwo. A jeśli potem miałaby być z Draconem, albo nawet z Blackiem – przeżyje to. Nie rozumiał swoich uczuć, nie chciał ich analizować, bo wydawały mu się zbyt odległe i nierealne. Oddałby ją każdemu, byle tylko wyszła z tego cało.
Zdawało im się, że na Dracona trzeba było czekać wieczność. Z góry ciągle dochodziły odgłosy walki, Molly wtulała się w swojego męża, szlochając cicho. Wreszcie drzwi otworzyły się i stanął w nich jasnowłosy chłopiec.
- Co jej się stało? - zapytał od razu, zrzucając płaszcz.
- Potter zrzucił ją ze schodów. Zrobiłem, co mogłem, ale... - głos go zawiódł. Nie mógł dłużej tego znieść – Rób, co należy – nakazał mu i odwrócił się na pięcie, z wielkim wysiłkiem zachowując obojętną minę.
Draco oczyścił i opatrzył jej rany, wlał do ust jakiś eliksir, rzucił kilka zaklęć i spróbował ją ocucić. On też, podobnie, jak wcześniej Severus, sprawdzał, czy wciąż bije jej serce, czy oddycha. Za każdym razem, gdy się o tym przekonał, ocierał pot z czoła. Wyglądał na człowieka, który byłby gotów sprzedać duszę diabłu, by przeżyła.
- Zaklęcia nic tu nie poradzą – oznajmił po chwili – Jej obrażenia są spowodowane tym upadkiem, jest w ciężkim stanie. Wymaga stałej opieki lekarskiej. Trzeba ją wysłać do Munga.
- Na pewno nie – warknął Snape – Skoro ktoś rzucił coś na Pottera w Ministerstwie to i ją znajdą w szpitalu. Zabierz ją do siebie – Weasleyowie spojrzeli na niego, przestraszeni.
- Severusie, jesteś pewny, że... - zaczęła Molly.
- Ani słowa. Powiadomię Albusa. Zabierz ją stąd – rozkazał, starając się nie widzieć, jak Draco podnosi jej bezwładne ciało i odgarnia posklejane krwią włosy z czoła.
- Teleportacja ją osłabi – powiedział niespokojnie blondyn.
- A kolejny atak zabije – wysyczał Snape -Zabieraj ją stąd. Natychmiast! - gdy to mówił, coś paliło jego wnętrzności. Nie mógł dać jednak poznać, że nie chce, by gdziekolwiek ją zabierano. Myślał tylko o tym, że to dla jej dobra, że niedługo wydobrzeje i po prostu znów pojawi się w jego komnatach, by jak zawsze grać mu na nerwach. Zniknął w kominku, a zaraz potem Draco okrył dziewczynę swoim płaszczem i wyniósł ją na zewnątrz.
Pojawił się prosto przed drzwiami mieszkania. Otworzył je kopnięciem i wszedł do środka.
- Tato! - krzyknął. W przedpokoju zaraz pojawił się Lucjusz z wyciągniętą różdżką – Otwórz drzwi do mojego pokoju. Szybko! - pospiesznie wykonał polecenie z niepokojem obserwując Hermionę.
- Co się stało? - zapytał. Przez jego twarz przemknął cień strachu. Draco opowiedział mu w skrócie całą historię, cały czas przyglądając się nieprzytomnej dziewczynie. Nie mógł pozwolić, by umarła. Miał wobec niej wielki dług i teraz musiał go spłacić. Gotów był wszystko poświęcić, by ją uratować.
- Nie wiem, jak długo tutaj zostanie – wyszeptał, patrząc na ojca przepraszającym wzrokiem – Musiałem ją zabrać.
- Dobrze postąpiłeś, synu – odrzekł cicho. On też nie spuszczał wzroku z Hermiony – Ma prawo tu zostać tak długo, aż całkiem nie stanie na nogi. Jesteśmy jej to winni – Draco uśmiechnął się lekko i skinął. Ojciec położył mu rękę na ramieniu, dodając otuchy. Wyszedł z pokoju, zamykając cicho drzwi. Dopiero wtedy Draco pozwolił sobie na chwilę słabości.
- Nigdy nie będę tak dobry, jak ty, ale zrobię wszystko, żeby cię uratować – szepnął, choć wiedział, że Hermiona go nie słyszy – Nie możesz się nie obudzić. Wszyscy cię potrzebują. Zwłaszcza Severus – parsknął śmiechem – Myślę, że o tym wiesz. Na pewno wiesz. Dlatego musisz zaraz otworzyć oczy i nawrzeszczeć na mnie, że przyniosłem cię tu bez twojej zgody i że źle założyłem opatrunki, że pewnie zapomniałem o połowie magomedycznych procedur... - dopiero w tej chwili spostrzegł, że po policzkach toczą mu się łzy. Bał się. Bał się bardziej niż wtedy, gdy groziło mu wtrącenie do Azkabanu, gdy wiedział, że czeka go operacja. Najbardziej na świecie obawiał się, że nie zdoła jej pomóc, a tego nie mógłby sobie wybaczyć. Ukrył twarz w dłoniach i pozwolił łzom płynąć. To kolejny ciężar na jego barkach, jeszcze jeden po wojnie, zabójstwach, śmierciożercach, Voldemorcie, po całym złu, którego dokonał. Wiedział jednak, że jeśli tym razem zawiedzie, nie udźwignie bólu. Modlił się, by wraz z nadejściem świtu otworzyła oczy.
Jesteś okropnią sadystką.W sumie nigdy nie lubiłam Potter'a,ale teraz to już w ogóle T.T I szkoda mi Severus'a, mam nadzieję, że Mionie nic nie będzie.I że przestanie podejrzewać ją o związek z Draco.
OdpowiedzUsuńSuper rozdział i czekam na kolejne.
Super tempo <3 Podziwiam, że ostatnie dni wakacji poświęcasz na pisanie rozdziałów. Jak zwykle czuję niedosyt. Mam nadzieję, że kolejny epizod pojawi się wkrótce. Tymczasem weny życzę
OdpowiedzUsuńJesteś cudowna! I jeju, co jest z Potterem?! Oby ona z tego wyszła... :C Czasu Ci życzę!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Morgena
Dzieje się... Super rozdział i cieszę się, że tak często wstawiasz rozdziały ;)
OdpowiedzUsuńWeny
SS
Nooooooooo.... Nie :O jesteś straszną sadystką :P czekam z niecierpliwością na kolejny :)
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Ogólnie opowiadanie jest ciekawe (jedno z najlepszych jakie do tej pory czytałam) :D Pozdrawiam i życzę weny
OdpowiedzUsuńDominika
Kochana... Czekam razem z resztą.
OdpowiedzUsuńRozdział... Fakt, jesteś cholerną sadystką...I dzięki temu kocham Cię jeszcze bardziej. To jest chyba jedyne opowiadanie, gdzie akcja tak długo i tak... ciekawie się rozwija.
Dziękuję, że je piszesz i pozdrawiam.
No wiec...
OdpowiedzUsuńKiedys natrafilam na Twojego bloga, do ostatniego rozdzialu jaki byl czytalam wszystko, potem przepadlas i ubolewalam nad tym bardzo! Dwa dni temu przypadkiem natrafilam znowu na te opowiadanie. Nie pamietalam o tym ze czytalam go juz, ale cos mi switalo, znalam juz to, jakby sen przypominal mi sie. Gdy doszlam do rozdzialu z porwaniem Fleur serce moje sie radowalo, ze moglam czytac dalej, ze wrocilas tu! Nie przezylabym kolejnego Twojego odejscia. Ale jestem wyrozumiala i naprawde rozumiem Cie, pisac opowiadania to pasja, hobby, ale nie przymus. Nie warto pisac czegos na sile aby potem zniszczyc tak cudne opowiadanie!
Ciesze sie, ze tu sie znalazlam, tu i na innych Twoich opowiadaniach Sevmione. Taki obraz Severusa i Hermiony jaki ty przedstawiasz jest piekny i najlepszy moim zdaniem. Przyznaje byly momenty w ktorych braklo mi tchu, a z kolejnymi rozdzialsmi zmienialy sie moje nastroje! Piekne! Masz talent, nie zmarnuj tego, przyciagasz slowami czytalnikow i to bardzo potrzebne! Msm kaca, bo nie wiem co dalej, jestem z tych czytelniczek ktore lubia trafiac na opowiadania skonczone, cierpie kiedy ktos nie konczy historii, a zwlaszcza tych dobrych. Wiec mam cicha nadzieje, ze z toba tak nie bedzie! To opowiadanie jest swietne, ty jestes swietna! Wykorzystaj ten talent jaki masz, bo piekne jest pisanie. Jesli kiedys zdecydujesz sie na napisanie ksiazki bede jedna z tych ktore jako pierwsze ja zakupia. Trzymaj tak dalej, a ja z niecierpliwoscia czekam na dalsza akcje (obym dlugo czekac nie musiala). Pozdrawiam i trzymam kciuki za wene i to co potrzebujesz najbardziej do dalszego pisania! :)
Kiedy kolejny rozdział?
OdpowiedzUsuńCholera tego jeszcze nie bylo... Zeby doprowadzic mnie do placzu? To dowodzi tylko ja bardzo emocjonujace piszesz rozdzialy ale rowniez jak bardzo przelewasz siebie i swoje serce do tych postaci.. Na prwade nie chce by Hermionie cos stalo, wierze, ze Draco da sobie rade, Severus rowniez tego chce... Sam pomyslal, ze oddalby ja nawet Syriuszowi by tylko bylo dobrze i tak bedzie prawda? Nie, nie moge... Swietnie sobie poradzilas z napisaniem tego roazdzialu, jestem z Ciebie dumna :)
OdpowiedzUsuńPozdrawam
~ Zapłakana Sandra