49. Póki jeszcze ostatek wakacji daje
mi trochę wolnego czasu, dodaję rozdział. Długi, jak na standardy
tego opowiadania. Dziś trochę o jagodziankach, Wyznawcach i dobrych
uczynkach. Smacznego!
Siedząc w jego kuchni, przy stole, dopijając herbatę, wciąż rozmyślała nad jednym konkretnym problemem – kto powiedział, że to kobiety są skomplikowane i dlaczego zrobił to, nie zajmując się wcześniej mózgiem żadnego mężczyzny. Na wspomnienie wczorajszej nocy w komnatach Severusa Snape'a była już pewna, że cała ta jego żelazna kontrola, zdecydowanie i pewność siebie to zwykły mit.
Sięgając do swej pamięci wciąż widziała tę sytuację – gdy wplótł palce w jej włosy i nazwał ją „swoją kobietą” była pewna, że jego maska opadła. Świdrując ją intensywnym i pełnym żaru spojrzeniem pocałował ją mocno, z pasją, jakiej nigdy dotąd nie zaznała. Wyczuwając jej drżenie pod swoimi dłońmi pozwolił swoim pocałunkom błądzić po jej szyi, obojczykach i odsłoniętych w namiętnym uniesieniu ramionach. Wszystko zmierzało szybkim krokiem ku sypialni, była o tym przekonana. Chcąc okazać się dobrą kochanką, zaczęła oddawać pieszczoty z najwyższą czułością i wówczas... Snape odskoczył od niej jak oparzony. Obrzucił ją dzikim, przerażonym spojrzeniem, otwierał usta raz po raz, dysząc ciężko, a potem zacisnął powieki i w jednej chwili wszystko się uspokoiło. Bez słowa zamknął się w swojej sypialni, wyszedł po godzinie i oznajmił, że prześpi się na kanapie, a ona może zająć jego łóżko. Na próżno przekonywała go, by został przy niej. Tego wieczoru już jej nie dotknął.
Nie mogła wiedzieć, jak silne ciosy wymierzała mu wtedy jego własna świadomość. Nagle zdał sobie sprawę z istnienia dzielącej ich przepaści – wieku, doświadczeń, charakteru... Dopadła go nawet tak błaha myśl, że Hermiona na pewno nie spodziewała się, jak naprawdę wygląda. Był niemal pewien, że poczułaby przynajmniej głęboki zawód na widok jego chudego, bladego ciała i ostro zarysowanych mięśni. Kobiety w jej wieku oczekiwały od swoich partnerów również reprezentatywności, której on, przynajmniej według swojego zdania, pozbawiony ubrań, nie posiadał.
- Już nie śpisz? - spytał, starając się ominąć jej spojrzenie. Miał już na sobie swoje zwykłe, obszerne, czarne szaty.
- Potwornie zmarzłam, chyba to mnie obudziło. Zawsze jest tu tak zimno?
- To lochy. Czego się spodziewałaś? - burknął – Mogłaś przyjść do mnie, dałbym ci coś jeszcze do przykrycia.
- Miałam wrażenie, że wczoraj dość się mnie naoglądałeś – celowo podjęła ten temat, a on był z tego bardzo niezadowolony. Postanowił nie odpowiadać, ale ona nie zamierzała zrezygnować – Zrobiłam coś nie tak? Wybacz, jeśli tak było.
- Czy ty naprawdę nie masz innych zmartwień?
- Po prostu chciałabym wiedzieć, dlaczego w takiej chwili nagle uciekasz i zostawiasz mnie bez żadnego wyjaśnienia – Snape prychnął.
- Wszystkie jesteście takie same. Wszędzie drugie dno. Wszystkie kobiety, mugolskie i czarownice, chyba spłonęłyby żywcem, gdyby na każdą durnotę nie otrzymały wyczerpującej odpowiedzi.
- Och, rzeczywiście, w sumie wyglądało to tak, jakbyś poczuł nagły atak senności – zakpiła, przewracając oczami – Uważasz, że to w porządku tak kogoś traktować?
- Kobieto! - krzyknął zirytowany – Jeżeli w jakikolwiek sposób zraniłem twe niewieście uczucia, musisz mi wybaczyć, albowiem jestem pewien, że podjąłem właściwą decyzję – ukłonił jej się teatralnie i rzucił przed nią talerz pełen kanapek tak, że pojawiła się na nim gruba rysa.
- Szkoda, że mnie nie zapytałeś o zdanie – warknęła, ciskając przed Severusem kubek z herbatą. W odpowiedzi ukrył twarz w dłoniach.
- Gdybym miał żonę, dałbym się zabić na wojnie – jęknął, a Hermiona spiorunowała go spojrzeniem.
- Proszę państwa, oto on, pierwszy umęczony i zniewolony, wielce cierpiący Seve... - ale nie dokończyła, bo w tej oto chwili bez żadnego uprzedzenia wepchnął jej do ust domowej roboty jagodziankę przygotowaną przez skrzaty, po czym trzymając ją za łokieć wprowadził ją do kominka, wrzucił garść proszku Fiuu i krzyknął „Nora!”.
Gdy wypadła z kominka w kuchni pani Weasley, wciąż z jagodzianką w ustach, wyglądała tak, jakby ktoś śmiertelnie ją obraził. Nawiązując do słowa „śmiertelnie” - obiecała sobie w duchu, że uśmierci Snape'a, gdy tylko go zobaczy. Tymczasem Harry, Ron, Syriusz, Ginny, Artur, Fred, George i Tonks, siedzący przy stole, wpatrywali się w nią, jak skamieniali. Pierwsza zaśmiała się Ginny, zawtórowali jej bliźniacy, nawet Tonks, ale Harry, Ron i Syriusz najwyraźniej nie uważali tej sytuacji za śmieszną.
- Kochanie? - pani Wesley spojrzała na nią z zatroskaną miną, gdy dziewczyna wreszcie wyciągnęła jagodziankę z ust.
- Wszystko w porządku – oznajmiła takim tonem, jakim zwykle planuje się morderstwo. Syriusz, który wyraźnie szykował się do jakiejś jadowitej tyrady, zamknął usta na widok samego jej spojrzenia, które, gdyby tylko mogło, spopieliłoby ich wszystkich.
Dzięki Merlinowi, trwająca jeszcze kilka dni świąteczna atmosfera nieco ją uspokoiła. Miała więcej czasu, by przygotować się do powrotu na uczelnię i zająć się wreszcie sprawą Popeleena. Obiecała Fleur, że to zrobi i teraz nie mogła jej sprawić zawodu. Bill codziennie zostawiał ją w Norze, gdy szedł do pracy, a Molly zajmowała się nią najtroskliwiej, jak potrafiła. Hermiona mogła teraz częściej z nią przebywać, bo od czasu jej ostatniej kłótni ze Snapem nie pojawiła się już w Hogwarcie. Skupiła się tylko na egzaminach i nagrodzie, którą miała zamiar zdobyć i tym samym utrzeć nosa i Dumbledore'owi i Snape'owi za jednym zamachem. Może wtedy zrozumieją, że jej wiedza i pomoc mogły im się przydać.
W końcu ferie bożonarodzeniowe dobiegły końca, Ginny wróciła do Hogwartu, bliźniacy do swojego sklepu na Pokątnej, a reszta do swoich zajęć w Ministerstwie. Hermionę doszczętnie pochłonęło zdawanie egzaminów i – jak łatwo się było domyślić – wychodziło jej to bezbłędnie. Prawdziwą sensację wywołała, zdając egzamin z zastosowania zaklęć magomedycznych na dwieście sześćdziesiąt procent. Wówczas profesor Popeleen wezwała ją do swojego gabinetu, by osobiście jej pogratulować. To była wyśmienita okazja, by czegoś się dowiedzieć.
- Jestem zdumiona, panno Granger! - klasnęła w dłonie z zadowolenia – To najlepszy wynik, jaki widziałam. Jak się pani to udało?
- Gruntowne przygotowanie – odrzekła skromnie.
- W takim tempie pani kariera naprawdę wkrótce osiągnie szczyt. Wszyscy profesorowie twierdzą, że po zakończeniu drugiego semestru powinniśmy pani załatwić posadę w Świętym Mungu.
- Dziękuję, pani profesor – uśmiechnęła się słabo, zaciskając palce na krawędzi biurka.
- Coś panią trapi? Proszę powiedzieć. Pomogę, jeśli tylko zdołam.
- Myślę, że tylko pani może mi pomóc – zaczęła odważnie, wiedząc jednak, że profesor Popeleen spodziewa jakichś trudności związanych z Akademią – Pewnie wie pani, że podczas tego sympozjum zostaliśmy zaatakowani. Porwano mnie – spuściła wzrok, starając się nie przypominać sobie żadnych szczegółów z tego zdarzenia.
- Niezmiernie mi przykro. Ale... co mogę dla pani zrobić?
- Chciałabym tylko o coś zapytać. Proszę mnie źle nie zrozumieć, ale to bardzo ważne. Tam... na sympozjum był człowiek o takim samym nazwisku, jak pani. Groził mi. Wiem, że zginął tamtej nocy. Ale... znam również dziewczynę, która nazywa się tak samo, a ona ponad wszelką wątpliwość współpracuje z...
- Z Wyznawcami Salazara. Wiem – przerwała jej nagle profesorka, spokojnym tonem. Przypatrywała się Hermionie uważnie – Skazano ją na Pocałunek dementora?
- Nie wiem. Nigdy nie pytałam o to profesora Dumbledore'a. Ale muszę wiedzieć, kim ona jest. I kim dla niej jest Ludon Bagman – Profesor Popeleen milczała dłuższą chwilę z takim wyrazem twarzy, jakby zastanawiała się, czy jest jej winna jakiekolwiek wyjaśnienia. Chyba uznała, że tak, bo po kilku minutach znów zaczęła mówić.
- Mój nieszczęsny brat, którego poznałaś na bankiecie, zadał się z nimi jeszcze podczas wojny. Nie chcieli, tak jak Voldemort dopaść Pottera, zależało im tylko na czystości krwi i złocie. Chcieli przejąć Ministerstwo i Gringotta, a nie było lepszej okazji niż osłabiony wojną, zrujnowany kraj. Mój brat widział w tym świetną okazję nie tylko dla siebie ale i całej rodziny. Wiele razy namawiał mnie, żebym się do nich przyłączyła, prosił o to też swoją żonę, ale nie zgodziłyśmy się. W końcu udało mu się wciągnąć w to własną córkę, Pheobe. Głupia dziewczyna – profesorka westchnęła z żalem – Jeszcze podczas bitwy o Hogwart była po właściwej stronie, ale tylko po to, by wykończyć śmierciożerców. Już wtedy podjęła decyzję, co będzie robiła. Próbowałam jej przemówić do rozsądku, ale była tak samo uparta, jak jej ojciec. Byłam u niej zaraz po operacji, jednak nie chciała rozmawiać. A ciebie obciąża zarzutami, bo uważa, że jej ojciec zginął przez ciebie.
- A... co z Bagmanem? - zapytała, przyciszonym głosem. I tak wiele już się dowiedziała.
- Bagman był dla niej jak dobry wujek. Tak go zresztą nazywa. Przyjaźnił się z moim bratem, odkąd sięgam pamięcią. Dlatego się nią opiekował.
- Ale on jest w Zakonie. Jest zdrajcą? Przyłączył się do nich?
- Wątpię. Ludo jest na to po prostu za głupi. Nie potrafi nawet dobrze rzucić zaklęcia – parsknęła, kręcąc głową – Myślę, że ukrył przed wami, kim jest Pheobe, bo chciał ją sprowadzić na właściwe tory. Ale to mu się nie udało, jak zresztą większość rzeczy, za które się zabiera. A teraz, wybacz, moje dziecko, nie jest mi łatwo o tym rozmawiać. Jeszcze raz gratuluję doskonałych wyników – wstała zza biurka, wyciągając do niej rękę, którą Hermiona uścisnęła. Była jej wdzięczna. A zaraz potem zrobiło jej się głupio na myśl o tym, że podejrzewała Bagmana. Ten biedny, niezdarny, sepleniący człowieczek pragnął tylko uratować córkę przyjaciela przed złem, w które wciągnął ją własny ojciec. Pogrążona w swoich myślach nie zauważyła zbliżającej się ku niej postaci, która wpadła na nią całkowicie umyślnie i zaraz pocałowała mocno w zaróżowiony z zimna policzek.
- Dziękuję – rzekł Draco, po raz pierwszy od wielu miesięcy uśmiechając się szczerze.
- Ja nic nie... - chciała wyjaśnić, że nie zrobiła nic, za co mógłby być jej wdzięczny, ale przerwał jej kolejnym, mocnym uściskiem.
- Nie wiem, jak ci się za to odwdzięczę. Jesteś... wspaniała.
- Draco, jeśli chodzi o twoją matkę...
- Jest wycieńczona, ale dochodzi do siebie. Jest z nami. Dzięki tobie.
- Nie – zaprzeczyła zdecydowanie – Poszłam do Dumbledore'a, żeby pomówić z nim w jej sprawie, ale nie było potrzeby. To on sprawił, że wyszła na wolność – Draco wyflądał na zdziwionego.
- Dlaczego to zrobił?
- Nie wiem. Nie chcę wiedzieć. I myślę, że lepiej będzie, jeśli i ty dasz temu spokój – chłopak skinął, najwyraźniej uznając, że jeśli dowiedziałby się o jakimś oszustwie, mógłby tego nie znieść.
- I tak jestem ci bardzo wdzięczny. Wszyscy jesteśmy. Tyle dla nas zrobiłaś po tym wszystkim... Mamy wobec ciebie wielki dług. Gdybyś tylko dała się zaprosić do naszego mieszkania...
- Dziękuję, ale... wiem, że twój ojciec by tego nie chciał. On też potrzebuje teraz spokoju.
- Mylisz się. Powiedział mi – urwał , jakby to, co chciał powiedzieć, nagle wydało mu się niewłaściwe. Jednak twarde spojrzenie Hermiony kazało mu dokończyć to, co zaczął – Powiedział mi, że jeśli kiedykolwiek okażę ci nielojalność, wyrzeknie się mnie. On... Nigdy nie powie ci tego w twarz, ale uważa, że zawdzięczamy ci wszystko, co teraz mamy. Wie, że nie robisz tego wszystkiego dla Zakonu – Hermiona poczuła, jak do oczu napływają jej łzy. Pierwszy raz wierzyła, że jej poświęcenie, choć tak absurdalne dało tak wielki skutek. Nagle to, co robiła dla jednej rodziny okazało się droższe jej sercu niż wszystko, czego dokonała dla Zakonu. Bo działała wbrew ludzkim opiniom, nie bacząc na to, czy ktoś zasługuje na jej pomoc – po prostu wyciągała z głębokiej studni rozpaczy ludzi, którzy nie umieli sami z niej wyjść. Draco chyba zauważył, co się z nią dzieje, bo objął ją ramieniem i poprowadził przez wąską uliczkę do pobliskiej herbaciarni. Zanim jednak zdążyli pchnąć jej drzwi, ktoś przed nimi stanął. Snape wyglądał zupełnie tak, jak zapamiętali go wszyscy uczniowie Hogwartu – paskudny grymas złości wykrzywiał mu twarz, a oczy pozostawały nadal zimne i nieprzeniknione. Hermiona nawet nie próbowała pytać, co się stało.
- Proszę mi wybaczyć, że przerywam tak uroczy wieczór, ale ty – wskazał ruchem głowy na Hermionę – jesteś natychmiast potrzebna w Norze. I żadnych pytań – syknął, po czym wskazał jej drogę.
No nie ; ( Już się szykowałam na przełom w związku Herm i Sevcia, a tu dalej zabawa w kotka i myszkę. Meh, trudno. Ten cały Bagman w dalszym ciągu wydaje mi się podejrzany. Niby taki głupi, ale właśnie dlatego niebezpieczny. Nikt go o nic nie podejrzewa i może działać sobie w najlepsze.
OdpowiedzUsuńZnów kończysz w takim miejscu? :c
OdpowiedzUsuńAle to co wyprawia Snape... jeju, między nimi jest taki kontrast, że aż chce się mieć więcej takich konfrontacji ^^ Bardzo dziękuję za kolejny rozdział :D
Pozdrawiam,
Morgena
Ej no! Znowu kończysz w najlepszym momencie ;<
OdpowiedzUsuńSnape czasem zachowuje się jak nastolatek :o i Hermiona ma rację! Ten kto twierdzi, że to kobiety są skomplikowane i nie można ich zrozumieć zdecydowanie nie wie nic o życiu :P :P :P
Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :)
K.
Ach, tak się cieszę, że jeszcze ich nie spiknęłaś...
OdpowiedzUsuńNo i czekam na więcej
SS
Ogłaszam Cię mistrzynią kończenia rozdziałów w TAKIM momencie :D
OdpowiedzUsuń- A.
Liczyłam na coś więcej, ale może to dobrze, że jeszcze sobie poczekamy. ;)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział i końcówka jak zawsze.. :D
Nie wierze, ze Severus to zrobil, smialam sie wyobrazajac sobie te sytuacje kiedy to biedna Granger wypada z kominka z jagodzianka w ustach :D z drugiej strony smutno mi, ze tak potoczyly sie sprawy ze Sanpe'm, rozumiem, ze ma watpliwosci, ale tak sie raczej nie traktuje kobiet :) Za to raduje mie sama mysl o Malfoy'ach, ktorzy na prawde zawdzieczaja tyle Hermionie, nawet sam Lucjusz :D a jednak zakwitla tu piekna przyjazn, czekam na to by Hermiona wybrala sie do ich domu ^^ jeszcze nawiazujac do otatniego zdarzenia, szkoda, ze Severus znow zalozył swoja maske obojetnosci do wszystkich, po za tym mam nadzieje ze nic zlego nie dzieje sie w Norze, skoro Hermiona jest tak bardzo potrzebna :) ach no tak zapomialabym, musze pogartulowac naszej Gryfonce wspanialych wynikow i swietlanej przyszłosci w magomdycynie ^^ no i tez tego, ze Hermiona ma juz niezbedne informacje do przekazania Fluer, moze one troszke ja postawia na nogi :) i w sumie mnie tez jest glupio, ze tak podejrzewalam Bagmana, mysle ze mi wybaczy :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
~ Sandra