poniedziałek, 22 września 2014

Ostatnia lekcja

Ten tekst nie dotyczy bloga. Jest jednak, w moim mniemaniu, najważniejszym, jaki napisałam w całym życiu. Nie oczekuję, że do wszystkich z Was trafi, nie oczekuję nawet, że wszyscy go przeczytacie, ale bardzo chcę, by każdy, kto to zrobi, pomyślał. Choć przez chwilę.

"Miłość mi wszystko wyjaśniła,

miłość wszystko rozwiązała, 
dlatego uwielbiam tę miłość
gdziekolwiek by przebywała"
~ Jan Paweł II



Najtrudniejsza lekcja człowieczeństwa  w moim życiu odbyła się kilka dni temu. Jej dźwięki i obrazy dostały się do wnętrza i utkwiły gdzieś bardzo głęboko. Nikt, kto tego nie przeżył, nie uwierzy, jak bardzo świat do góry nogami wywraca przechodzenie przez kolejne drzwi. Byłam bowiem w miejscu, gdzie tysiące kartek z kalendarza nie mają znaczenia. W Auschwitz Birkenau czas stoi w miejscu.
Wyobraźcie sobie autokar z pięćdziesięcioma młodymi osobami, z różnym zasobem wiedzy, empatii i inteligencji. Znacie to z autopsji. Przez cały dzień uczestnicy szkolnej wycieczki świetnie się bawią, radosny gwar i śmiechy wypełniają całą przestrzeń. Przyjemny dzień trwa. Do 16:30. Stajemy przed ceglanym budynkiem i wszyscy wiemy, co się za nim znajduje. Niektórzy starają się wyciszyć, inni udają, że nie robi to na nich żadnego wrażenia. Nie uwierzycie, jaka cisza zapadła przed bramą Arbeit Macht Frei. Jest cichsza niż sumienie człowieka bez grzechu.

Wtedy właśnie po raz pierwszy poczułam tak silny, tak dziwny ciężar na gardle. Ten straszny głaz historii czeka na mnie po drugiej stronie bramy. Widziałam, jak drut kolczasty, otaczający oświęcimski obóz oplata się wokół mojej piersi i blokuje oddech, jak gdyby ten przeszkadzał mi w zrozumieniu wszystkiego, co zrozumieć powinnam.

Relacja z tego wydarzenia nie miałaby sensu, tekst nie odda tego, co się tam czuje. Uwierzcie mi jednak na słowo, że w Bloku 11, w komorze gazowej, przy ścianie śmierci, ciągle słychać krzyki. Ci ludzie nigdy nie umarli, oni umierają tam ciągle dla następnych pokoleń. Nie są tylko tysiącami zdjęć na ścianach wzdłuż korytarza. Nigdy nawet sobie nie wyobrażałam, jak wiele wyrazów twarzy mogli mieć na fotografiach. I daty. Daty są straszne. Takie zwyczajne „od do” – data przywiezienia do obozu zawsze różniła się niewiele od daty śmierci. Gdyby człowiek został w tym korytarzu zdjęć sam, pewnie miałby odwagę wyć z bólu.
Wiecie, że tam nie ma gablot? Są za to pokoje z jedną przeszkloną ścianą. A za nią dwie tony włosów, dziesięć tysięcy grzebieni, ogromny stos podpisanych walizek i tysiące butów, których już nikt nie znajdzie do pary. Przecież to nie są rzeczy niczyje, one wszystkie, co do jednej, miały właściciela. Jest wielką niesprawiedliwością, że nie wróciły do niego. Do nagiego, zziębniętego, wychudzonego, poniżonego do granic ludzkiej wytrzymałości bohatera. Myślicie, że to za późno? Że teraz te wszystkie rzeczy to piękne eksponaty, znaki tragicznej przeszłości? Czujecie się już bezpiecznie z myślą, że przeszłość nie wróci? „Ten, kto nie pamięta historii, skazany jest na jej ponowne przeżycie” – taki napis widnieje nad wejściem do jednej z części muzeum. Kto nigdy tam nie był, nie ma pojęcia, ile lęku wywołuje, przybity do ściany budynku, gdzie niesprawiedliwą  śmierć poniosło tak wielu.

Pamięć jest jednak ulotna. Łatwiej jest wyprzeć z serca i umysłu sceny, które są zbyt trudne do zniesienia. Jest jednak widok, którego nie zapomina się do końca życia. Z całą pewnością wizja podrapanych setkami paznokci ścian w komorze gazowej pojawi się w wielu wierszach i snach. Gdy się na te ściany patrzy, nie widzi się śladów, dowodów przeszłości. Z nich, z całą mocą i szczerością wyje w bólach wciąż niezmienna historia. „To ludzie ludziom zgotowali ten los”, te podrapane ściany, kominy z ludzkimi duszami, drewniane baraki na ogromnym polu, kolczaste druty, to ludzie ludziom, nikt inny, wciąż od nowa szykują piekło na ziemi.

Choćby nastał czas największych tragedii i niebezpieczeństw, i nawet gdybyśmy musieli walczyć o każde tchnienie, gdyby każdy z nas był innego wyznania i innych myśli, i gdybyśmy sobie wzajemnie nie umieli spojrzeć w oczy, musimy, za wszelką cenę pamiętać, że jesteśmy ludźmi. Najważniejszym, co można wynieść z tej lekcji, jest jedna prośba – by bóg, gdziekolwiek jest, jeśli jest, pod jednym ze swoich wielu imion, wziął do siebie ofiary i wybaczył katom.



6 komentarzy:

  1. Bardzo to prawdziwe co piszesz i dobre. Kiedy ja tam byłam odczuwałam dokładnie to samo. Po takim przeżyciu wystarczy sie tylko na chwile zatrzymać - reszta przychodzi sama. Za dużo do zniesienia. Ale gdyby pomyśleć, że my oglądając to wszystko, umieramy wewnętrznie to co czuli ci, którzy stracili tam życie...

    Dobrze, że poruszasz takie kwestie. Wrażliwość to teraz rzadka cecha.

    OdpowiedzUsuń
  2. A co powiesz na to, że w Unii Europejskiej co roku odbywa się Holocaust wśród dzieci nienarodzonych... A łącznie na świecie jest ok. dziesięć Holocaustów rocznie.... Czy to miłość prowadzi ludzi do zabijania niewinnych i na siłę wyciągania ich z łona matki dużo przed czasem i na pewną śmierć? Oto jest pytanie które stale mnie nurtuje.... czy to była miłość... która doprowadziła do ich poczęcia... ??????????????????

    OdpowiedzUsuń
  3. O matko, kochana...
    Nie bardzo wiem, co powinnam ci tutaj napisać. Cokolwiek by to nie było, nie będzie się nawet mogło równać z tą twoją notką... To było absolutnie i definitywnie dobijające, a jednocześnie genialne w całym tego smutku i goryczy.
    Dałaś do myślenia, oj, dałaś...
    Ludzie są największymi potworami... Taka jest prawda.
    Całkowicie rozklejona i roztrzęsiona,
    always

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten tekst utkwił mi w głowie. W tej chwili nie umiem wyrazić tego jak to na mnie wpłynęło. Nie przeżyłam tego co ty w tamtej chwili, a jednak wiele do mnie dotarło. Uświadomiłam sobie ile dzięki tobie odkryłam w tym wszystkim.
    Dziękuję

    OdpowiedzUsuń
  5. Przerywalam kilka razy za nim doczytałam do końca.
    To jest takie prawdziwe.
    Byłam ostatnio na Majdanku.
    Może, to nie Auschwitz, ale to też obóz, tu też ginęli ludzie.
    I wiesz co jest okropne? Jak widzę tych pustych ludzi robiących sobie zdjęcia w miejscach w których kiedyś ktos gina...żywcem.
    Nikt się nikogo nie pytał, czy załatwił wszystkie swoje sprawy, czy jest gotów umrzeć, Ci ludzie na pewno nie chcieli umierać. Mimo obdarcia z godności nadal chcieli żyć.
    I twoja historia jest taka prawdziwa.
    Dziękuję Ci za nią.
    Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  6. Masz racje,wiem co czujesz. Bylam w Oświecimiu kilka razy.Uważam,ze tragedii holokaustu nie sposob opisac slowami,TAM kazdy kawalek ziemi nasiakniety jest krwia straconych ludzi,odnosi sie wrazenie ,ze wciaz czuc smród Cyklonu B,pod sciana smierci slychac huk wystrzalow...Wymieniac mozna bez końca...Niestety historii nie mozemy zmienic,moźemy tylko pamietac o miljonach zamordowanych,dzieci,kobiet i meżczyzn... Ludzi...Różnych narodowosci,ras i wyznan... Pierwszy raz bylam tam z dziadkiem,byl jednym z nielicznych ktorym udalo sie przezyc.

    OdpowiedzUsuń