32. Siedziałam nad tym rozdziałem przeszło cztery godziny,
więc znowu wyszedł trochę przydługi. Znajomość Hermiony i Malfoya przechodzi
transformację, ale sama nie wiem, jak powinnyście ją interpretować (nie, nie
będzie dramione, spokojnie). Jutro wybieram się na imprezę, więc mogą mi wpaść
do głowy jakieś iście kretyńskie pomysły. I najważniejsze – jestem strasznym
lujem, bo nie dość, że życzenia składałam z opóźnieniem, to jeszcze
przekręciłam internetowe imię i nie poprawiłam się. Zatem teraz przepraszam
Morgenę! Wybacz mi niedopatrzenie.
Świat sprzysiągł się przeciw niej i pewnie była to kara za
to, jak potraktowała Syriusza. Podczas ich ostatniej rozmowy, a raczej jego
monologu na temat uczuć, zachowała się, jak na największą idiotkę przystało i
udała, że przestała rozumieć ludzką mowę. Choć trudno jej było teraz w to
uwierzyć, po prostu uśmiechnęła się głupio i powiedziała, by się pospieszyli,
bo ma dużo pracy. Od tego czasu mieszkanie w Norze stało się prawdziwą udręką,
bo Syriusz najwyraźniej uważał temat za otwarty, Harry wspierał go w
oczekiwaniu, a gdy tylko wrócił Ron, to oczekiwanie przestało być zupełnie
nieme.
- Nie rozumiem,
dlaczego nie chcesz z nim pogadać, to świetny facet! – sykał jej do ucha przy
każdej okazji, a ona za każdym znajdowała głupszą od poprzedniej odpowiedź.
Jedynym azylem okazała się uczelnia, gdzie nawet obecność
Malfoya przestała być tak męcząca. Poza
tym wysłano ich na praktyki do nowej Kliniki Magicznych Chorób i Urazów
Szpitala Świętego Munga , więc nie tylko miała czym zająć myśli i ręce, ale mogła
też zaspokoić głód wiedzy i ciekawości. Póki co przełożeni pozwalali im tylko
obserwować i notować, ale i tak było to o wiele lepsze od wysiadywania
godzinami na wykładach.
- Proszę państwa,
dzielimy się parami, prędko! – zawołała uzdrowicielka prowadząca zajęcia. Miała
donośny głos, ale wzrostem nie dorównywała żadnemu ze studentów, co sprawiało
dość śmieszne wrażenie – Zajmujemy się dzisiaj diagnozowaniem, na ocenę. Jeśli
komuś uda się samodzielnie wyleczyć pacjenta, może liczyć na ocenę celującą. Proszę
się przyłożyć!
- Jesteś wolna? –
spytał Malfoy, stając obok Hermiony, ale patrząc w przeciwległą ścianę.
- Jak widać. Nie wiem
tylko, czy będziemy dobranym tandemem.
- Jeśli nie chcesz,
pójdę sobie. Po prostu pomyślałem, że… Właściwie nie wiem, co sobie pomyślałem.
- W porządku,
spróbujemy razem popracować – starała się uśmiechnąć i choć pewnie słabo to
wyszło, Draco poczuł się lepiej. Po chwili przydzielono ich pacjentowi z działu
samoporażeń różdżkowych, więc udali się na parter i starali odnaleźć właściwą
salę spośród całego mnóstwa identycznie wyglądających białych drzwi.
Jak się okazało ich medyczny przypadek miał niespełna
jedenaście lat, okropnie pokiereszowane ręce, tułów i głowę, a przy tym bał się
uzdrowicieli jak ognia.
- Bardzo proszę –
warknął do nich brodaty uzdrowiciel, który najwyraźniej próbował zbadać chłopca
– bierzcie się do pracy, o ile ten mały belzebub wam na to pozwoli!
- Jakoś sobie
poradzimy – rzekła uspokajająco Hermiona, ale mina jej zrzedła na widok łez
wielkości grochów spływających po twarzy chłopca.
- Pani jest matką? –
spytał Dracon kobiety siedzącej na krześle pod ścianą.
- Tak, tak, jestem –
odpowiedziała, wyraźnie zdenerwowana całą sytuacją.
- A może go pani
nieco uspokoić?
- Malcolm, słyszałeś
pana! Proszę natychmiast przestać płakać!
- Bardzo skutecznie –
mruknął półgębkiem do Hermiony, która parsknęła śmiechem.
- Bo dobrze, bierzemy
się do roboty. Proszę, żeby pani wyszła – zaczęła rzeczowo Hermiona, na co
Malcolm zawył jeszcze głośniej i zdecydowanie bardziej rozpaczliwie. Jego matka
chyba poczuła wielką ulgę, że może uciec od tych tragicznych dźwięków i wyszła
tak szybko, że Hermiona i Draco popatrzyli na siebie ze szczerym rozbawieniem.
- Słuchaj, Malcolm –
zagadnęła znów Hermiona – Tak masz na imię, prawda? Ile masz lat?
- Ponad dziesięć –
wyłkał chłopiec.
- W takim razie
najwyższy czas, żebyś dowiedział się, że uzdrowiciele nad nikim się nie znęcają.
Pewnie nieźle boli, co? Właśnie dlatego chcielibyśmy cię zbadać.
- Nie, bo będzie
bolało bardziej! – zaprotestował stanowczo.
- Chyba nic nie boli
bardziej niż różdżka wybuchająca w ręce – powiedział Malfoy i razem podeszli do
chłopca – Co się właściwie stało?
- Nie mam jeszcze
swojej różdżki – zaczął opowiadać Malcolm – więc wziąłem różdżkę mamy, żeby
rzucić jedno zaklęcie, które przeczytałem w książce. I chyba coś się stało, bo
różdżka dosłownie zwariowała. Zaczęła się wiercić, trzaskać iskrami, dymić i
chyba nawet wybuchła mi w twarz! – skończył i znów zawył żałośnie.
- Jakie zaklęcie
próbowałeś rzucić? – spytała Hermiona.
- Chciałem nadmuchać
balony – odpowiedział, nieco zawstydzony.
- Zaklęcie
rozdmuchujące wielotorowe w niewprawnych rękach, to wiele wyjaśnia – Malfoy zanotował
coś w karcie chłopca.
- Muszę zobaczyć te
obtarcia.
- Nie! – Malcolm
gwałtownie odsunął się na drugi koniec kozetki.
- Dopóki cię nie
zbadam, nie będę mogła podać ci nic przeciwbólowego – wyjaśniała cierpliwie
Hermiona – Załatwimy to raz dwa i będzie po sprawie, dobra? Naprawdę nie będzie
bolało.
- Nie! – powtarzał uparcie
chłopak, kategorycznie odmawiając współpracy – Tak się zawsze tylko mówi!
- W porządku –
powiedział spokojnie Draco – Słyszałaś? Woli wyglądać jak przypieczona śliwka. Wychodzimy.
- Pewnie. Skoro chce
się męczyć… - Hermiona natychmiast podjęła grę i ruszyła w stronę drzwi.
Poskutkowało. Malcolm wydał z siebie bliżej nieokreślony dźwięk, ale wyraźnie
chciał ich zatrzymać. W końcu pozwolił do siebie podejść i obejrzeć swoje rany.
Draco zaraz użył zaklęcia sprawdzającego, a Hermiona zaczęła zajmować się
widocznymi uszkodzeniami.
- Nie wygląda to
najlepiej – zacmokała – Zobacz, to są obtarcia po zaklęciu, a to oparzenia. Co
jest w środku?
- Na szczęście nic,
oprócz przegrzania organizmu, ale tym też trzeba się szybko zająć. Co na te
obtarcia?
- Po pierwsze eliksir
przeciwbólowy, ale bez soku ze stokrotek, bo będzie się gorzej goić. Eliksir odkażający,
lód i maść z dyptamu i rozmarynu. Wszystko mamy?
- Cały asortyment
jest na półce – Malfoy zaczął podawać jej potrzebne rzeczy i wtedy stało się coś,
czego nie mogli przewidzieć. Mały zastygł w bezruchu, a wzrok utkwił w ręce
Dracona. Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, a nie mógł.
- Co się dzieje? Coś
cię boli? – Hermiona od razu się spięła.
- Co ten pan ma na
przedramieniu? Był prawdziwym śmierciożercą? – Przerażona dziewczyna zerknęła w
kierunku ręki Malfoya. Istotnie rysowała się na niej jasna blizna, wciąż układająca
się w niewyraźny kształt czaszki i węża – Mama mówi, że śmierciożercy to
mordercy i bandyci i że trzeba trzymać się od nich z daleka. Niech mnie pan nie
dotyka!
Hermiona przeniosła spojrzenie na jego twarz i to, co z niej
wyczytała, sprawiło, że poczuła bolesny ucisk w gardle. Draco wyglądał, jakby
dopiero co wypuszczono go z sali tortur, jakby ktoś wbił mu nóż prosto w serce,
jakby właśnie się dowiedział, że umiera i nie ma dla niego ratunku. Wyszedł,
oznajmiając, że będzie czekał za drzwiami. Dokończyła opatrywanie najszybciej,
jak się dało i wybiegła na zewnątrz. Malfoy stał oparty o odległy filar, gdzie
było znacznie mniej ludzi. Niewiele myśląc udała się w tym kierunku. Gdyby była
taka, jaką chciał ją uczynić Snape,
zostawiłaby go samego, czując radość z tego, że chłopak jest zdruzgotany i
samotny, pielęgnowałaby w sobie zemstę i nienawiść, żeby dawały jej siłę do walki.
Ale była sobą, dobrą i może naiwną Hermioną Granger, która starała się zawsze
widzieć człowieka w człowieku. Nawet wtedy, albo zwłaszcza wtedy, kiedy było to
najtrudniejsze i nieakceptowalne dla wszystkich wokół.
- Słyszałaś? –
spytał, nim sama zdążyła się odezwać -
Tak będzie już zawsze. To nie jest pierwszy raz, kiedy ktoś widzi tę bliznę.
Ludzie się mnie brzydzą. Sam się siebie brzydzę. I nawet nie mogę tego z siebie
wyrzucić – roześmiał się gorzko – Kim, a może raczej czym więc jestem? Mam tego
dość. Wybieram Azkaban, poniosę karę tak, jak wszyscy. Nie chcę normalnego
życia ani drugiej szansy, druga szansa jest nie do zniesienia.
- Nie wiem, co
powiedzieć, gdy słyszę, że zabija cię własna boleść, a nie wyrzuty sumienia.
- Wyrzuty sumienia…
Nie masz pojęcia, co teraz robi ze mną moje sumienie. To coś takiego, jakby pod
moją skórą był ktoś, kto mnie nienawidzi i nie może wyjść na zewnątrz. Nie
miałem pojęcia, że można się tak czuć.
- Dlaczego nie
pomyślałeś o tym, zanim stałeś się tym, kim
się stałeś? Czy w ogóle kiedykolwiek wcześniej zastanawiałeś się nad
tym, żeby wbrew wszystkiemu być dobrym człowiekiem?
- Może. A może nie.
Sam już nie wiem. Może po prostu nie umiem być dobry, bo nikt nie zaszczepił we
mnie dobra? Albo za słabo się staram. Naprawdę nie chcę być potworem.
Próbowałem coś ze sobą zrobić, ale nie potrafię. Chciałbym, żebyś przekazała
Dumbledore’owi, że cokolwiek wobec mnie planował, to się nie uda. Rezygnuję.
Jutro sam zgłoszę się do organów ścigania – utkwił w niej proszące spojrzenie,
na które starała się nie zwracać uwagi. To nie mogła być głupia, ckliwa
rozmowa. A już na pewno nie mogła to być rozmowa pod dyktando jej zadania.
Malfoy był teraz zbyt prawdziwy, otwarty i podatny na zmiany, by mogła być
fałszywa.
- Nie – rzekła twardo
– Niczego takiego mu nie przekażę. Pamiętasz, jak powiedziałeś, że masz wobec
mnie wielki dług? Możesz go spłacić. Spłacisz, jeśli zostaniesz na uczelni i
zaczniesz się zmieniać. Jeśli nie zrezygnujesz z tej swojej drugiej szansy.
- Kazali ci mnie tu
zatrzymać? Dlaczego?
- Nie kazali. To ja
cię o to proszę.
- Ale gdybyś…
- Cholera jasna!
Spłata długu będzie tak wyglądać, bo jestem głupia i w jakimś stopniu zależy mi
na twoim życiu, choćby i dlatego, że ratowałam je przez kilka tygodni, bo
jestem naiwna i wierzę, że możesz się zmienić i dlatego, że nie zniosłabym
myśli, że ktoś, kto mógł jeszcze zrobić coś dobrego ot tak wybierze wyssanie
duszy przez dementorów, rozumiesz?
- Nie. Kompletnie nic
z tego nie rozumiem.
- Ale zaczniesz,
jeśli naprawdę będziesz się zmieniał. Jeszcze jedno – nawet nie próbuj
oszukiwać sam siebie, bo przegrasz ze światem, ze mną i ze sobą, a przecież nie
lubisz przegrywać. Na dziś skończyliśmy, chłopak jest zdrowy. Idź po nasze
oceny, ja wychodzę, mam dość – poinformowała go szybko i zniknęła za rogiem,
zanim zdążył zareagować.
Dziwnie się czuł. Nie wiedział, czy ta cała rozmowa miała
być aktem litości czy przyjaźni. Chyba przestał odróżniać jedno od drugiego.
Mimo wszystko był wdzięczny Hermionie, że zdecydowała się zostać jego ostatnim
bastionem jeśli chodzi o ludzi, którzy nie czują wobec niego tylko nienawiści.
Zaraz po zajęciach postanowił udać się do Snape’a,
korzystając z przywileju, że i on nie odwrócił się do niego plecami. Chciał z
nim porozmawiać tym bardziej, że Snape w przeciwieństwie do Granger był również
facetem, a co za tym idzie – wyrażał się bardziej bezpośrednio, można go było
łatwiej zrozumieć i mniejsze było ryzyko, że wścieknie się o coś, czego Draco
by nie zrozumiał.
Rozsiadł się wygodnie w salonie czekając na Snape’a, który
poszedł po koniak i odetchnął widząc, że butelka postawiona na stole jest
pełna. Potrzebował resetu, a alkohol był bardzo dobrym środkiem resetującym.
- Ciężki dzień? –
zagadnął, widząc spiętą minę Severusa.
- Nie. Po prostu
przez osiem godzin użerałem się z kretynami, którzy na każdym kroku udowadniają
mi, że gdy coś tłumaczę, mówię do ścian.
- Och, więc jednak
cieszysz się z posady nauczyciela?
- Chyba tylko
dlatego, że mogę dawać tym osłom szlabany i robić im karne klasówki. Sam już
nie wiem, czego się po nich spodziewam. Rok w rok jest przecież to samo.
- Wiesz, w sumie to
cieszę się, że już mnie nie uczysz. Granger chyba też, bo zachowuje się o wiele
swobodniej.
- Rozmawiałeś z nią
dzisiaj? – zapytał od razu, zatrzymując kieliszek w połowie drogi do ust.
- Rozmawiałem.
- I? Była… miła?
- Tak bym tego nie
określił. Była poważna. Ale chyba naprawdę chce mi pomóc.
- Pomóc? A konkretnie
w czym?
- Wiesz… Dzisiaj
chyba się nad sobą rozczuliłem. Jeden dzieciak, którego badaliśmy zauważył na
moim przedramieniu bliznę, nawrzucał mi
od morderców i bandytów. Źle się poczułem. Chyba niepotrzebnie wtedy wyszedłem
z sali, bo zaraz chciałem zrezygnować ze szkoły, właściwie ze wszystkiego i
oddać się w ręce dementorów. Granger
przyszła do mnie i powiedziała, że jeśli chcę spłacić wobec niej dług, to mam
się nie poddawać i że zrozumiem to, jak zacznę się zmieniać – Snape patrzył na
niego z zainteresowaniem.
- Naprawdę się
zmienisz, bo tak chce Hermiona?
- Zmienię się, bo
może ona ma rację. I od kiedy mówisz o niej po imieniu?
- To nie ma większego
znaczenia. Proszę, proszę, w życiu nie pomyślałbym, że ma taką siłę perswazji.
- Uważasz, że źle
robię? – Draco zmarszczył brwi w zamyśleniu.
- Nie. Uważam
natomiast, że źle jest ulegać wpływom. Takie decyzje powinny rodzić się w tobie
i z ciebie wychodzić. Rozumiesz, co mam na myśli?
- Chyba. Nie wiem
tylko, czy sam kiedykolwiek doszedłbym to takich wniosków. Wiesz, wydaje mi
się, że ona chce dla mnie dobrze.
- A mnie się wydaje,
że w ogóle jej nie znasz i słabniesz, Draco. Jeszcze rok temu w życiu nie
chciałbyś kogoś słuchać w tak ważnej sprawie. Nawet swojego ojca.
- Rok temu byłem
zupełnie innym człowiekiem.
- Chcesz mi
powiedzieć, że cierpienie uszlachetnia? – prychnął z pogardą Snape- Draco,
chyba naprawdę za dużo czasu spędzasz w towarzystwie Gryfonki. Gryfoni, jak
jeden mąż, myślą, że to ich wewnętrzne przeżycia, uczucia i emocje robią z nich
tych, kim są. Mylą się. To ludzka praca rzeźbi charakter. Bardzo dobry,
empatyczny leń wciąż będzie tylko leniem, a inteligentny, lubiący myśleć drań
pozostanie draniem. Musisz pracować nad
sobą i dla siebie, a nie myśleć nad tym, jaki mógłbyś być.
- Dlaczego nigdy nie
wydałeś poradnika, jak żyć? Mądrości Severusa Snape’a, czyli jak
prawidłowo przejść przez życie.
Chwytliwy tytuł, no nie?
- Nie, jest
beznadziejny. A nigdy nie wydałem takiego poradnika, bo na świecie jest zbyt
wielu głupców, którzy zmarnowaliby te mądrości, trawiąc je w swoich pustych
głowach, jak krowa trawę. Wolałbym tego nie dożyć – stwierdził, krzywiąc się
przy tym teatralnie.
- Severusie?
- Tak?
- O co chodzi z tobą
i Granger? Coraz częściej mówisz o niej, jak o człowieku, już prawie na nią nie
narzekasz… Naprawdę ją polubiłeś?
- Nie wiem. Może po
prostu do niej przywykłem.
- Tak nagle, po tylu
latach?
- Wcześniej nie
miałem okazji. Przez wszystkie lata w Hogwarcie była dla mnie tylko jedną z setek
osób, które przewijały się przez moją klasę każdego dnia. Poznałem ją dopiero,
gdy zaczęliśmy razem pracować i po dłuższych oględzinach okazała się znośna.
Między innymi dlatego, że poprowadziła tę znajomość całkowicie inaczej, niż się
można było spodziewać.
- To znaczy?
- Za dużo chciałbyś
wiedzieć – mruknął i dolał chłopcu do kieliszka – A teraz dajmy już spokój
biednej Granger. Nawet gdybym chciał odpowiedzieć na twoje pytanie, sam nie
wiem, o co w tym wszystkim chodzi.
Pierwsza! CUDOWNIE CUDOWNIE CUDOWNIE. Nie wiem jak wyrazić to co czuję. :) Czekam na kolejny chodź ten bardzo szybko dodałaś, coraz lepiej ci to wychodzi, może kolejna znakomita polska pisarka w przyszłości? :)
OdpowiedzUsuńsevmione-by-natalia-black.blogspot.com
Wspaniały rozdział :D
OdpowiedzUsuńKurczę, Miona, trzeba było spławić Blacka, a nie... Teraz będzie myślał, że ma jakieś szanse, głupi Huncwot :/
OdpowiedzUsuńBiedny Draco :c Trochę mi go żal :c
Haha, Severus mnie rozwalił :P Widać, że zaczyna lubić Hermionę... I dobrze :D
"Nawet gdybym chciał odpowiedzieć na twoje pytanie, sam nie wiem, o co w tym wszystkim chodzi". Oj, już niedługo się dowiesz xD
Pozdrawiam,
always
http://snape-granger-inna-historia.blogspot.com/
Niech Miona kopnie Syriusza w tyłek i niech zajmie się Sevem ;) Rozdział nie jest przydługi jest w porządku.
OdpowiedzUsuńCzekam zniecierpliwiona na NN :)
Pozdrowienia
Jane
fantastyczny ;**
OdpowiedzUsuńNajlepszy tekst w rozdziale "...na świecie jest zbyt wielu kretynów, którzy zmarnowaliby te mądrości, trawiąc je w swoich pustych głowach, jak krowa trawę..." Naj naj naj! ;D
OdpowiedzUsuńsevmione-by-natalia-black.blogspot.com
Swietna notka - jak zwykle :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Natalią Black, najlepszy fragment ;) Och, dziewczyno, jesteś lepsza od Rowling! I nie mów "nie", bo to prawda.
OdpowiedzUsuńNic się nie stało. ;) A nie miałaś prawa wiedzieć, kiedy mam urodziny, sama skomentowałam notkę 5 dni po dodaniu! Nie przejmuj się tym. :)
Pozdrawiam,
Morgena
świetne opowiadanie
OdpowiedzUsuńchyba najlepsze z tych związanych o Severusie i Mionie, a przeczytałam ich dużo
bardzo mi się podoba to, że jest to już 32 rozdział i tak naprawde nie jest cukierkowato, nie ma wielkiej miłości. Pokazane jest ciekawe życie czarodziejów na różnej przestrzeni życiowej. Mam nadzieję, że rozdziały nadal będą się tak często pokazywały i doprowadzisz do końca
pozdrawiam
Jeszcze trochę i Severus dowie sie po chodzi, wystarczy poczekać aż się zakocha :D
OdpowiedzUsuńNotka swietna :D
Weny.
Pozdrawiam,Lili.
Jak Ty świetnie piszesz!
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Draco, nie tylko w tym opowiadaniu. Pani Rowling skutecznie utrudniła mu życie. :c
Super piszesz ;), a każdy nowy rozdział sprawia, że coraz bardziej przywiązuję się do bloga. widać, że Severus ma nieco inne zdanie o Hermionie niż kiedyś - coś czuję, że za parę rozdziałów poczuje do niej miętę. A tak btw. to współczuję Draconowi.
OdpowiedzUsuńJestem zachwycona ta historia :-) czekam na kolejny rozdzial . Pozdrawiam Angela :-)
OdpowiedzUsuńJak ja nie mogę doczekać się 33 rozdziału :(
OdpowiedzUsuńJuż sprawdzałam z 30 razy czy nie ma następnego rozdziału Kobitko pisz pisz i nie przestawaj ! Super piszesz pozdrawiam Lou
OdpowiedzUsuń;-)
OdpowiedzUsuńWiedziałam, ze w koncu cos sie stanie co pozwoli Hermionie wstawic sie za Draco, może dzieki niej w koncu sie ogarnie, a oni zostana dobrymi pzyjaciólmi :) i szkoda mi Draco, ze zostaje zmieszany z blotem tylko dlatego, ze nosi znak smierciozercow... Na pewno musiala go to bardzo zabolec... Ale Hermiona i Severus postawia go na nogi, to jest pewne :D Po za tym Severus zaczał nazywac Hermione po imieniu juz chyba na troche dluzej :D jak dla mnie bomba ^^
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
~ Sandra
Czy tylko mnie Black/Syriusz/Łapa zwał jak zwał, tak wkurza? Niech Granger da mu kopa w tą jego głupią dupę. Ronaldowi i Potterowi też by się przydało tak na marginesie.
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny. Życzyłbym weny, ale kontynuacja już dawno się ukazała i wygląda obiecująco. Nawet bardzo.