23. Jeśli wydawało Wam się, że poprzedni rozdział został
urwany w złym momencie, to co powiecie o tym? Ten rozdział to swego rodzaju
preludium do bardziejszych relacji Snape’a i Hermiony. Życzę przyjemniej
lektury ;) P.S. Dziękuję za wszystkie życzenia świąteczne. Mam nadzieję, że się
spełnią!
Powietrze wokół jakby stężało. Wszyscy patrzyli w osłupieniu na Lucjusza, który znów
zniknął z głośnym trzaskiem. Hermiona zerwała się z miejsca, a Snape zaraz za
nią.
- Albusie? -pan Weasley spojrzał na dyrektora, który
nagle stał się groźny i władczy. Przełknął ciężko, a potem przemówił.
- Wyznawcy Salazara…
WS. To ludzie, którzy wtargnęli na przesłuchanie Carrow i więzili Syriusza…
Przygotować się do walki! – rozkazał dosłownie w ostatnim momencie, bo w chwilę
później rozległ się huk i zakapturzone postaci jedna po drugiej lądowały na
ziemi. Zdawało się, że ich otoczyli. Zaklęcia wystrzeliły ku nim jednocześnie
tak, że kilka osób ledwie zdążyła uchronić się przed ciosem. Hermionę na chwilę
sparaliżował strach. Ledwie przeżyła kilka nocy bez koszmarów o wojnie, a ona
rozgorzała na nowo. Czuła, jak krew zamarza jej w żyłach, a niedowierzanie
miesza się z palącą goryczą. Stała tak bez ruchu, dopóki smuga czerwonego
światła nie świsnęła jej obok ucha.
- Granger, rusz się
wreszcie! – usłyszała krzyk Snape’a, który w ostatniej chwili odbił zaklęcie
lecące ku niej. Ocknęła się i gdy stanął
przed nią zakapturzony czarodziej ze srebrnym WS na piersi, była gotowa.
Zaatakował szybko, więc odparła wszystkie ataki z niemałym trudem. Udało jej
się posłać zaklęcia oszałamiające tylko dlatego, że napastnik się potknął, ale
poskutkowało. Runął jak ciężki głaz tuż u jej stóp.
- Harry, Ron, Ginny!
– zawołała, chcąc usłyszeć jakąkolwiek odpowiedź od przyjaciół i upewnić się,
że nic im nie jest.
- Uważaj! – wrzasnął Ron,
rzucając między nią a pędzące ku niej zaklęcie tarczy. Serce znów w niej
zamarło. Tylko chwila dzieliła ją od porażki. Gdyby nie Ron… Jednak nie było
nawet chwili, by powiedzieć „dziękuję”. Ron zniknął gdzieś w wirze walki, a ona
poczuła mocne kopnięcie w żebra. Ktoś pchnął ją na ziemię i celował w nią
różdżką. Jej własna leżała gdzieś w trawie, a ona rozpaczliwie próbowała ją wymacać
palcami. Napastnik uniósł rękę z różdżką do góry i… huk! Hermiona zamknęła
oczy, spodziewając się ogłuszającego bólu, ale nic nie poczuła. Ostre
szarpnięcie, stawiające do pionu było pierwszym, co przywróciło jej trzeźwość
myślenia. Ktoś wcisnął jej różdżkę w dłoń. Stał przed nią Snape – to on musiał
uderzyć zaklęciem w człowieka, który chciał ją zabić.
- Nic ci nie jest? –
spytał, ciągnąć ją za sobą.
- Nie – wydyszała,
wciąż przerażona.
Była w stanie rzucać
zaklęcia, ale kosztowało ją to wiele trudu. Gdyby nie Snape, już kilka razy
ktoś by w nią trafił. W końcu jednak to ona się na coś przydała – rzuciła
zaklęcie na napastnika, który wyraźnie zmierzał w kierunku Dumbledora.
- Snape! – wrzasnęła
za nim, wskazując na dyrektora. Dumbledore osunął się na ziemię, trzymając
różdżkę w drżącej dłoni. Severeus natychmiast ruszył mu z pomocą, Hermiona też
pobiegła za nim. To było najdziwniejsze uczucie, jakiego można doświadczyć w
świecie czarodziejów. Stawać w obronie Albusa Dumbledore’a to tak, jakby odwrócić
rzeczywistość do góry nogami. Ostatnim, co zarejestrowała, był widok Snape’a
trzymającego dyrektora za przedramię i polecenie „Granger, do mnie!”. Nim
zdążyła krzyknąć „nie!” złapał i ją, a potem wessał ją znany wir barw i ryk
powietrza. Teleportowali się. Uderzyli z łoskotem w twardy bruk dziedzińca
Hogwartu. Dumbledore, przez swoją słabość, musiał doznać częściowego
rozszczepienia, bo z lewego ramienia obficie krwawił. Hermiona rozerwała w tym
miejscu jego szatę.
- Accio dyptam! –
zawołała, machając różdżką. Dumbledore drgał na całym ciele i oddychał ciężko.
Snape wykonywał nad nim ruchy różdżką, mrucząc cicho jakieś inkantacje. Butelka
z dyptamem wylądowała wprost w dłoni Hermiony.
- Przepraszam, panie
dyrektorze. To zaboli – uprzedziła go drżącym z nerwów głosem.
- Proszę mnie… nie
przepraszać… za ratowanie mojego ramienia – wykrztusił z trudem dyrektor.
- Nie mów nic,
Albusie – syknął Snape. Hermiona obficie polała ranę wyciągiem z dyptamu, a
ciszę wokół zamku rozdarł wrzask bólu. To było jedyne, co sprawiało jej
prawdziwy problem w zawodzie magomedyka – konieczność sprawiania ludziom bólu,
jeśli chce się im pomóc. To wydaje się być banałem, gdy patrzy się na to z
boku, ale kiedy to ty musisz zadać ból słabemu, przerażonemu człowiekowi, wszystko
się zmienia. Czujesz się winny pomimo, że robisz to wyłącznie dla czyjegoś
dobra.
- Bardzo osłabł –
rzekł Snape, korzystając z chwili, w której Dumbledore stracił przytomność –
Zastosowałem zaklęcia sprawdzające. Są zmiany w jego magii, ale nadal nie można
zidentyfikować żadnego konkretnego zaklęcia. Zdajesz sobie sprawę, że w
zaistniałej sytuacji będziemy musieli poważnie wziąć się za pracę nad
profesorem Dumbledorem?
- Akurat teraz, kiedy
pan zaczyna pracę, a ja studia… - jęknęła – Jakoś to musimy pogodzić.
- Swoją drogą,
Granger – wysyczał – gdybym mógł, sam zabiłbym cię jakimś zaklęciem. Jak można
być tak głupim, by podczas walki stać i rozmyślać, zamiast działać?
- Przepraszam,
straciłam głowę…
- Gdyby nikt ci nie
pomógł, straciłabyś ją również fizycznie, głupia dziewczyno! A teraz zabierzmy dyrektora do skrzydła szpitalnego,
musi wydobrzeć do rozpoczęcia semestru .
Za pomocą różdżek lewitowali dyrektora do skrzydła
szpitalnego. Poppy, jak zwykle, załamała ręce i rozpoczęła długi wywód na temat
stanu zdrowia, o który Albus w ogóle się nie troszczy. Szybko otoczyła jego
łóżko parawanem, nawrzeszczała na Snape’a, że tak długo zwlekał z
przyprowadzeniem do niej Albusa i
wyrzuciła ich za drzwi, twierdząc, że jej pacjentom koniecznie potrzeba odpoczynku
w ostatniej nocy, jaką mogą spędzić pod
jej opieką, zanim w szkole zjawią się uczniowie.
Hermiona i Snape od razu udali się do gabinetu Albusa,
spodziewając się, że członkowie Zakonu zaraz tam się zjawią. Hermiona usiadła
na kanapie przy ścianie i ukryła twarz w dłoniach. Przez to całe zamieszanie
zapomniała nawet o tym, że nie wie, czy jej przyjaciołom nic nie grozi, czy
wszyscy żyją… Sama nie wiedziała, czy powinna się teraz modlić, czy wbrew temu,
że narazi się na śmierć z ręki Snape’a, udać się do Nory… Była rozbita.
Snape patrzył na nią z kamienną twarzą. Wciąż była naiwna,
jak dziecko, jeśli sądziła, że wojna ustaje wraz ze złapaniem agresorów.
Rozpędzonego pociągu nie zatrzyma jedna, nawet solidna bariera. To mogło trwać
i trwać. Granger zdecydowanie za szybko pozwoliła sobie na oddech ulgi. Ale
teraz, tego był pewien, wejdzie w dorosłość. Szybko i niespodziewanie, ale
stanie się wreszcie dorosłym człowiekiem. Nie przeszło mu przez myśl „dorosłą
kobietą”, bo bał się tak myśleć o tej dziewczynie, co zdarzyło mu się już kilka
razy. To było niebezpieczne stwierdzenie wysnute w jego głowie, a mimo tego
pojawiało się od czasu do czasu.
W kominku zapłonęły szmaragdowe płomienie i jeden po drugim,
wychodzili z nich członkowie Zakonu.
- Gdzie jest Albus?
- spytał zaraz Syriusz.
- W skrzydle
szpitalnym. Chyba jesteś ślepy, skoro nie zauważyłeś, że zniknął podczas bitwy.
- Nikomu nic się nie
stało? – zawołała zaraz Hermiona, podrywając się z miejsca – Co z Harrym, Ronem
i Ginny?
- Ron jest z Ginny w
skrzydle szpitalnym – odpowiedział jej Harry, który właśnie pojawił się w
kominku – A co z tobą?
- Wszystko w
porządku.
- Dlaczego Albus zasłabł? – syknął podejrzliwie Black,
mierząc Snape’a groźnym spojrzeniem.
- Nie twoje sprawa,
Black.
- Oczywiście, że
moja. Jestem członkiem Zakonu i przyjacielem Albusa. Mam prawo wiedzieć, co się
z nim dzieje, a już na pewno muszę być poinformowany, co się z nim dzieje, gdy
ty jesteś w pobliżu!
- Tak się składa, że…
- Dosyć! – krzyknęła
Molly, stając między nimi – Nie czas na głupie kłótnie. Skoro Severus nie chce
powiedzieć, to znaczy, że ma powód. Chyba bardziej powinni martwić was ci
ludzie, którzy nas zaatakowali. Nikogo nie udało nam się schwytać – dodała
smutno, patrząc na Snape’a.
W gabinecie zapanowała cisza. Tylko Bagman zaczął coś
seplenić, że cieszy się z tego, że nikomu nic się nie stało i wszyscy wyszli z
tej bitwy cało. Jego skwaszona, przestraszona mina wyrażała jednak zupełnie coś
innego, niż radosną pewność siebie.
- Albus dzisiaj nic
już wam nie powie. Musi zostać w szpitalu – rzekła w końcu McGonagall – Ale
jestem pewna, że gdy wróci do zdrowia, na dobre rozprawi się z tymi całymi…
Wyznawcami Salazara. Oni nie napadli na nas bez powodu. Coś ważnego musiało ich
do tego skłonić.
- A jeśli już o nich
mowa… - mruknął Syriusz, opierając się w nonszalanckiej pozie o kominek –
dlaczego akurat Malfoy nas ostrzegł? Jak się dowiedział, że mamy dziś
przyjęcie? Czyżby miał jakichś starych znajomych wśród nas? – jego spojrzenie
od razu padło na Snape’a, który zadygotał z wściekłości.
- Powiedz mi, Black,
czy naprawdę jesteś takim idiotą, czy tylko próbujesz mnie sprowokować?
Wyznawcy Salazara to zorganizowana grupa groźnych czarnoksiężników, a nie banda
bezmyślnych tumanów. Na pewno mają już swoją siatkę. A uczestnictwo Malfoya w
tej całej scenie dla każdego, kto posiada mózg, jest jasne i zrozumiałe. Albus
sam wciągnął Malfoyów w to wszystko, gdy Dracon znalazł się w naszym szpitalu.
Są mu do czegoś potrzebni.
- Jesteś bardzo
dobrze poinformowany – stwierdził kpiarsko Black, który nie zamierzał odpuścić.
- Może dlatego, że Dumbledore mówi wiele ludziom, których
mózgi są do czegoś przydatne.
- Ty gnido! – Syriusz
już chwycił za różdżkę, gdy na drodze stanęła mu Hermiona.
- Przestań! Natychmiast
przestańcie! Jak możecie w takiej chwili ciągle zajmować się tymi swoimi
beznadziejnymi potyczkami?!
- Ten pieprzony
zdrajca nie zasługuje nawet na to, by mówić o sobie, jako członku Zakonu, a co
dopiero mnie obrażać! Przez kilkanaście lat uczył sobie w szkole i żył
wygodnie, podczas gdy ja przez niego gniłem w Azkabanie! I on śmie w ten sposób
odzywać się do mnie!
Severus przeszył go takim spojrzeniem, że Syriusz
instynktownie się cofnął. Rzadko widywano Snape’a w takim stanie, gdy furia
wylewała się z niego wielkimi strumieniami, a on nawet się nie odzywał. Chyba
wszyscy uznali, że Syriusz przesadził i powiedział coś okropnego, bo patrzyli
na niego z wyrzutem. No, wszyscy poza Harrym, oczywiście.
To był już koniec. Blackowi się udało. Doprowadził go do
takiego stanu, że jedynym ratunkiem przed popełnieniem morderstwa było
natychmiastowe wyjście z pomieszczenia, w którym obaj się znajdowali. Snape
przemknął przez gabinet, jak wielki, czarny kruk, prosto do drzwi.
- Panie profesorze! –
zawołała za nim Hermiona – Panie profesorze! – nie zatrzymał się, a ona
dogoniła go dopiero piętro niżej. Zdyszana dopadła do niego i złapała go za
ramię, co wywołało jego wielkie zdziwienie.
- Czego chcesz? –
mruknął.
- Chcę powiedzieć
panu, że… wszyscy, ze mną na czele, uważamy, że Syriusz przesadził. On… na
pewno wie, że nie ma racji. Chce tylko panu dogryźć. W domu przemówię mu do
rozsądku.
- Nie przemówisz mu
do czegoś, czego nie ma. Nie musiałaś za mną biec, żebym się dowiedział o czymś
tak oczywistym – burknął, ale Hermiona wyczuła, że był jej za to w jakiś sposób
wdzięczny. Sama czuła się dziwnie w sytuacji, w której rozmawia z nim
prywatnie, w dodatku broniąc go przed kimś, z kim się przyjaźni. Jednak nie
dało się ukryć, że to było dla niego za dużo, jak na tak krótki czas. Każdy
człowiek ma jakiś próg nerwów, który
Severusa Snape właśnie przekroczył.
Gdy Granger stała tak przed nim i milczała, wlepiając wzrok
w ścianę ponad jego ramieniem, czuł, że powinien cokolwiek powiedzieć.
Oczywiście, nie miał w zwyczaju spełniać swoich „powinności”, czyli czyichś
zachcianek, ale miał też świadomość, że z własnej woli naraziła się Potterowi i
Blackowi, którzy byli dla niej ważni. Może nawet będą dla niej tacy, jak dla niego? Tylko ta myśl skłoniła
go do tego, by nie odejść bez żadnego
wytłumaczenia. Ze zwykłej egoistycznej potrzeby swoistej zemsty na Gryfonach,
postanowił ciągnąć tę potyczkę dalej.
- Wrócisz teraz do
Nory? – spytał, ku jej zaskoczeniu.
- Prawdę mówiąc, nie
mam na to najmniejszej ochoty. Harry pewnie ściągnie na mnie burzę z piorunami.
Chyba poproszę panią Pomfrey, żeby pozwoliła mi zostać w skrzydle szpitalnym.
- Nie ma takiej
potrzeby. Chodź – ruszył przed siebie, czując się naprawdę dziwnie z myślą, że
zabiera Granger do siebie.
I kolejny genialny rozdział w twoim wykonaniu :). Z zapartym tchem czekam na kolejne części. Dziękuję za kolejne rozdziały i życzę weny :).
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział. Nie spodziewałam się, że tak szybko się pojawi ;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBędzie kiss? Powiedz, że tak! :*
OdpowiedzUsuńRozdział genialny, jak zwykle!
Kocham, W.
Super!! Zabiera ją do siebie!! Będzie pocałunek?! PROSZĘ! :D
OdpowiedzUsuńI kolejny świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńAkcja sie rozwija. ;)
weny.
Pozdrawiam,Lili.
O. MÓJ. BOŻE.
OdpowiedzUsuńW tej chwili przychodź do nas z następną notką! :D Końcówka wymiotła wszystkie inne, jest najlepsza!
Każdy dzień czekania na notkę to coraz większe tortury dla nas... pamiętaj o tym! :D
buziaki.
No nie! Rozdział świetny, akcja nabiera tempa, ale skończyć w takim momencie.. Ktoś tu chyba chce oberwać Criuciatusem. :D Mam nadzieję, że Albusowi nic nie będzie(skutki przeczytania ponownie Księcia Półkrwi. Znów beczałam po jego śmierci).
OdpowiedzUsuńJejku *.* Ile bym dała, żeby być na miejscu Hermiony *.*. Lubisz nas torturować takimi zakonczeniami :(
OdpowiedzUsuńNie! Dlaczego teraz? A było coraz ciekawiej! Walka (a jestem zwolenniczką krwawych potyczek) nie jest aż tak fascynująca jak moja ulubiona para Sev i Hermiona. Niezłe tortury - ten moment! Ach, z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. Ogromnej weny Ci życzę, ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Morgena
Jesteś sadystką ;( po tak wspaniałym, rozdziale nie będę mogła spać jeśli się nie dowiem co jest dalej. Żeby urwać w takim super momencie no naprawdę okrucieństwo .Jednak żyje z nadzieją na lepsze jutro.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na kolejny rozdział
Jane
Biedny Albus, on musi wyzdwrowiec, co ja zrobie bez tego staruszka... Ach Ci Wyznawcy Salazara, na prawde maja wyczucie czasu, zeby psuc tak dobra zabawe... Szkoda, ze nie udalo sie któregos zlapac, dowiedziano by sie troche o ich rzadzacych sie prawachh. Nie byłabym soba, żeby nie poruszyc sprawy z Blackiem. No Syriuszku troche przesadziłeś, do tego stopnia, ze Severus nawet Cie nie zaszczycił jakąś obelgą. Chociaz zrekompensuje sobie to zajescie goszczeniem Hermiony w swoich lochach ^^ nawet nie wiesz jak bardzo sie ciesze :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
~ Sandra