wtorek, 26 listopada 2013

Rozdział 18

18. Są Hermiona, Luna, Snape i Vero, a także kilka „ciętych ripost”, które w moim wykonaniu są suche, jak stopy Mojżesza. Niezrażona tym faktem zachęcam Was do lektury . 


Tak, jak się spodziewała, wizyta w gabinecie Snape’a o tak wczesnej porze, po jego kłótni z Harrym, przypominała wymyślne tortury. Nie tylko ze względu na to, jak ją Snape traktował, ale też przez wzgląd na to, jak ona sama podle się czuła. Snape zwymyślał ją kilkaset razy w ciągu minuty, doszedł do wniosku, rzecz jasna – na głos – że Hermiona, jako uzdrowicielka powinna zdiagnozować u siebie ABM (Absolutny Brak Mózgu), a gdy wreszcie sobie ulżył, stanął przed nią, krzyżując ręce na piersi i rozpoczynając właściwą część spotkania.
 - Czy twój wątpliwie istniejący mózg zapamiętał, co ustaliliśmy ostatnio w sprawie profesora Dumbledore’a? – spytał, szczerząc się z lubością.
 - Ustaliliśmy, profesorze, że pana dyrektora nie trafiła żadna kombinacja klątw, ani zmodyfikowana wersja jakiejś jednej klątwy, ale najprawdopodobniej ktoś, kto rzucał klątwę, nie umiał tego zrobić poprawnie.
 - W związku z tym nasze działania powinny być ukierunkowane na… - dał jej gestem do zrozumienia, by dokończyła.
 - Na wytworzenie antidotum na szkody wyrządzone przez tę część klątwy, która wyrządziła szkody w organizmie profesora Dumbledore’a.
 - Takim antidotum może być…
 - Eliksir, zaklęcie, zabieg magomedyczny… - wymieniała, wzruszywszy na końcu ramionami. – To może być praktycznie wszystko. – Mina Snape powiedziała jej, że to ostatnie zdanie było błędem – uśmiechał się bowiem jadowicie i obrzucił ją pogardliwym spojrzeniem.
- Doprawy, aż trudno mi w to uwierzyć, ale Hermiona Ja To Wszystko Wiem i Potrafię Granger, właśnie popełniła błąd merytoryczny w swoim orzeczeniu. Nie, Granger, to nie może być wszystko. W tym przypadku najbezpieczniej jest zastosować metodę klina klinem, a więc jeśli mówimy o rzuconej klątwie, trzeba by zacząć szukać antidotum w postaci zaklęcia. Jednakże z uwagi na ograniczenia czasowe faktycznie wspomożemy się substancjami leczniczymi w postaci eliksiru. Rzecz w tym, że musi to być eliksir z inkantacją.
 - Z jaką inkantacją? – wyrwało jej się, nim zdążyła się powstrzymać.
 - Twój język nie jest połączony z mózgiem, prawda? – pokręcił głową z niesmakiem. – Z inkantacją, którą musimy stworzyć. Wiesz, jak się to robi?
 - Żeby stworzyć zaklęcie, trzeba…
 - Dobra, dobra, encyklopedio powszechna. Nie recytuj mi formułek z książek, bo znam je wszystkie na pamięć. Jeśli wiesz, to dobrze.
 - Skoro zna je pan na pamięć, to znaczy, że też był pan molem książkowym, profesorze?
 - Wypraszam sobie! – fuknął ze złością.  – Jeśli już to jestem, a nie byłem, i nie molem, a miłośnikiem książek.
 - Na jedno wychodzi.
 - Nie. Jesteś po prostu za głupia, żeby to zrozumieć.
 - Nie uważam siebie za głupią!
 - I w tym problem wszystkich Gryfonów – nigdy nie uważacie siebie za głupich, nierozważnych  czy nielubianych. Zwłaszcza Potter, Weasley i ty wbiliście sobie do tych pustych łbów swoją mądrość, świetność i dogmat nieomylności, co zresztą wiele razy omal nie doprowadziło was do zgonu. W tym przypadku słowo „omal” powoduje moje ubolewanie.
 -  Kto, jak kto, ale ja na pewno nie wbiłam sobie do głowy dogmatu nieomylności! Gdyby tak było, chyba nie spędziłabym trzy czwarte życia na dociekaniu, co, jak i dlaczego, prawda?
 - Nieprawda. Robisz to, bo pomimo swojego zarozumialstwa czujesz się niepewnie i boisz się konsekwencji swoich działań.
  - Ja się niczego nie boję!
 - Tylko skrajni idioci…
 - Możemy się już zająć pracą?! – wpadła mu w słowo z taką miną, jakby za chwile miała eksplodować. Snape zamknął usta, które już otworzył, by wygłosić długą tyradę na temat niepojętej dla niego głupoty i buty, jakimi dysponowała Hermiona, ale gdy spostrzegł, że wreszcie odważyła się naprawdę podnieść głos w jego obecności, a co więcej, skierować go w jego stronę, zamarł. Sam nie wiedział, czy bardziej cieszył się z tego, że Granger wreszcie nabiera charakteru, czy też może jest wściekły i zamierza ją udusić tu i teraz. Skończyło się na gniewnym fuknięciu, a potem zabrali się do pracy.
Hermiona, swoim zwyczajem, zaczęła od przewertowania kilku książek w celu znalezienia czegoś, co pomogłoby jej w stworzeniu inkantacji, ale była tak roztrzęsiona złością, że musiała kilkakrotnie czytać jedno zdanie. Obawiała się,  że jeśli Snape jeszcze raz odezwie się do niej, demonstrując przy tym swoją zdolność do obrażania, nie wytrzyma i wciśnie mu na głowę jeden z kociołków stojących pod ścianą.
 - Nie patrzysz w tekst – mruknął Severus, znów uśmiechając się podle.
 - Słucham? – spytała, wpatrując się przy tym w przeciwległą ścianę.
- Opanowałaś sztukę czytania bez zachodzącego kontaktu książka – oko? Pytam tak z czystej ciekawości, bo od dobrego kwadransa wpatrujesz się we wszystko, tylko nie w to, w co powinnaś.
 - Skąd pan wie?
 - Skąd wiem co?
- Gdzie patrzę – odparła, celowo patrząc na niego, jak na idiotę. – Możliwość jest jedna: gapi się pan na mnie, a ja tego nie lubię. Poza tym nie jestem kimś, kogo można podziwiać, zwłaszcza w pańskiej opinii, nie mylę się?
 - Zdecydowanie. I wcale się na ciebie nie gapię, Granger! – ryknął z obrażoną miną, po czym natychmiast pogrążył się w lekturze i sporządzaniu notatek. Gdy tylko przestał wlepiać w nią swoje wściekle błyszczące ślepia, Hermiona uśmiechnęła się lekko – wreszcie udało jej się go zdenerwować w taki sposób, że sam nie wiedział, co ma powiedzieć. A wiec jeden : jeden.

***

Luna pracowała ciężko, jak wszyscy w skrzydle szpitalnym, ale szczególną uwagę skupiała na jednym pacjencie. Nie, żeby wszystkie pielęgniarki z większą ochotą nie podchodziły do łóżka Vero, ale to właśnie panna Lovegood miała u niego szczególne względy. Trudno też było nie zauważyć, że gdy Luna przechodziła wzdłuż rzędów łóżek, odrzucając na plecy swoje srebrnoblond włosy, na twarz aurora natychmiast wstępował rumieniec.
  - Przyjdziesz do mnie wreszcie? – spytał, uśmiechając się czarująco,  gdy Luna akurat zaczynała poranną przerwę. 
 - Źle się czujesz? Przepraszam, nie zauważyłam.
 - Nie czuję się źle, chcę po prostu z tobą pobyć. Chyba nie jesteś bardzo zajęta?
 - Nie, ale mam  kilka rzeczy do zrobienia. Może zobaczymy się później – powiedziała, siląc się na spokojny ton. W rzeczywistości jedyne, co miała do zrobienia, to wypić kubek kakao, by się odprężyć, póki miała chwilę przerwy, ale nie zamierzała być na każde jego skinienie. Zauważyła zawiedzioną minę Vero, ale świadomość, że jest tym typem mężczyzny, który z łatwością owinąłby sobie wianuszek pań wokół palca, nakazywała stać jej się wyjątkowo trudną zdobyczą.
 - Naprawdę nie możesz choć chwilę przy mnie posiedzieć? – spytał, teraz już poważnie zasmucony.
 - Mam dużo obowiązków.
 - Tylko chwilę. Proszę. – Trudno było się opanować. Postanowiła, że spełni jego prośbę, ale nie będzie trwało to długo, a już tym bardziej nie będzie przypominało czułego spotkania dwojga kochanków. Gdyby ktokolwiek wiedział o planach Luny, z pewnością nie dałby im wiary – bo w końcu jak taki lekkoduch, jak ona, mógłby nie dać się porwać namiętnym uczuciom? 
Usiadła przy łóżku i czekała, aż się odezwie. Vero nie zwlekał.
 - Kiedy stąd wyjdę, umówimy się?
 - Zobaczę. Wiesz, mam bardzo napięte terminy. Poza pracą w skrzydle czeka mnie działanie na rzecz Zakonu i badania nad pstrokatkami tęczojadłymi.
 - Co to takiego? Te pstrokatki.
 - To takie fascynujące stworzenia, które powstają, gdy znika tęcza, a gdy pojawia się nowa, żywią się nią i błyskawicznie rosną. Są małe okrągłe i mają różowe futerko. Właściwie to nie wiem, czy do czegoś się przydają, ale właśnie dlatego prowadzę badania. Pewnie wcale nie chcesz tego słuchać, co?
 - Chcę. Posłucham z chęcią wykładów o wszystkich stworzeniach świata, jeśli tylko umówisz się ze mną, gdy dojdę do siebie. – Luna nie mogła powstrzymać uśmiechu. Doskonale wiedziała, że Vero nie pasjonuje się magicznymi stworzeniami, ale jednak był gotów znieść jej dziwaczne opowieści o każdym stworzeniu, którego nikt inny nigdy nie spotkał.
- Sama nie wiem…
 - To może chociaż pomogę ci w badaniach nad tymi pstokatkami tęczojadłymi, co?
 - Powinieneś teraz dużo wypoczywać.
 - A nie mógłbym wypoczywać gdzieś blisko ciebie? – Kolejny uśmiech zagościł na jej malinowych ustach i choć nie chciała pokazać, jak bardzo się cieszy, nie mogła powstrzymać rumieńca.
 - No dobrze. Umówimy się, gdy już wyjdziesz ze szpitala. A teraz leż i zdrowiej. – Wstała, i chciała odejść, ale cała akcja rozegrała się w oka mgnieniu – Vero pociągnął ją mocno za rękę, tak, że wylądowała na nim, a wtedy przytrzymał ją w pasie i uśmiechnął się uroczo.
 - Trudno nie wyzdrowieć, gdy się na ciebie patrzy. A już na pewno nie grozi mi zatrzymanie akcji serca, bo sam twój widok podnosi mi ciśnienie po stokroć.
 - To na pewno dobrze?
 - Tego nie wiem, ale jeśli to jest złe, to zło ma bardzo przyjemne aspekty. – Chciał ją cmoknąć w policzek, ale nie dała się. Co więcej, wymsknęła się z jego uścisku.
- Ja tu pracuję, Vero, nie mam czasu na  przytulanki. Podejrzewam, że gdyby to widziała pani Pomfrey, już wyrzuciłaby mnie za drzwi. Przykro mi, ale na najbliższe kilka godzin musisz sobie znaleźć jakąś inną dziewczynę, którą zechcesz poprzytulać.
  - A co, jeśli zależy mi na przytulaniu jednej konkretnej dziewczyny, która tak skutecznie zawróciła mi w głowie?
- Jeśli o mnie mowa, to po prostu będziesz musiał dać sobie na wstrzymanie. Wracam do pracy – oznajmiła i odeszła, kołysząc lekko biodrami, czego bynajmniej  nie robiła nieświadomie. Większość ludzi zapewne utożsamiało ją tylko z Pomyluną - nie, żeby jej to przeszkadzało, ale była zdziwiona, że nikt nawet nie próbował jej podejrzewać o jakieś zwyczajne zachowania czy uczucia. Na samą myśl o tym, jakie miny mieliby Harry, Ron, Hermiona czy Ginny gdyby się dowiedzieli,  że Pomyluna Lovegood ma chłopaka, chciało jej się śmiać. To doprawdy musiałoby być komiczne.

11 komentarzy:

  1. Oj Lunka Lunka... :-) hermiona atez szaleje :-) udało jej się wkurzyć snape'a co nie jest trudne , ale ona wygrała tę potyczke !!! Super rozdziałczekam na następny:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahahaha, i co Snape, mina Ci zżedła gdy Miona Ci odpyskowała ;> Bardzo dobrze!
    Luna szaleje! Mam nadzieję, że. rozwiniesz ten wątek!
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału (dłuższego i więcej Snape‘a)
    Weny, W.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział mmmm marzenie ale tekst "kilka „ciętych ripost”, które w moim wykonaniu są suche, jak stopy Mojżesza" mnie rozłożył na łopatki :D
    Jesteś moim Mojżeszem ze suchymi stopami
    Pozdrowienia
    Jane

    OdpowiedzUsuń
  4. Widaż, że bardzo dużo wkładasz serca w te rozdziały ;) Coraz przychodzisz to z lepszymi notkami. No i nareszcie - jak tu nie skomentować napadu Hermiony? Nareszcie mu się postawiła! Niech wie gdzie jest jego miejsce... :D oboje mają niezły charakterek, nie powiem. Mimo, że nie przepadam za czytaniem opowieści o Lunie (lecz samą bohaterkę to lubie), to ten moment bardzo mi przypadł do gustu i chcę więcej o niej czytać!

    OdpowiedzUsuń
  5. Hermiona górą! Nie moge niestety dużo napisać więc: kolejny świetny rozdział za nami :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Luna ^^ uwielbiam :D
    Hermiona pokazuje pazurki :D
    Rozdział świetny.
    Weny.
    Pozdrawiam,Lili;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział świetny. I nie masz oschłych ripost. :P Naprawdę. :) Życzę Ci dużo, dużo weny. :)
    Pozdrawiam,
    Morgena

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział świetny. I nie masz oschłych ripost. :P Naprawdę. :) Życzę Ci dużo, dużo weny. :)
    Pozdrawiam,
    Morgena

    OdpowiedzUsuń
  9. Faktycznie Luny nie wyobrażałam sobie nigdy w taki sposób jak jest opisywana ;)
    Właściwie nawet gdy po raz pierwszy zobaczyłam ją w filmie (tak, najpierw obejrzałam filmy a dopiero potem wzięłam się za książki) to stwierdzilam, że ona jest jakaś psychicznie chora bądź też taką udaje :)
    No, w każdym razie później ją polubiłam, chociaż ten jej podkładany głos w filmach mnie przeraża xD
    Ja tutaj pisze o Lunie, a nasza Hermionka postępy robi...
    Tym razem na szczęście nie dała się zmieszać z błotem :)
    Pięknie zgasiła Snape'a ;p
    Pozdrawiam ciepło,
    Odiumortis

    OdpowiedzUsuń
  10. No, no.. Hermiona wygrała. :D Świetnie napisałaś o Lunie. ;) Nigdy nie myślałam o niej w taki sposób.

    OdpowiedzUsuń
  11. A wiec Hermiona zaczeła walke, o tak Gryfonko - nie poddawaj sie! :D Co wiecej, jak to powiedział Snape, nabiera charakterku, ciekawe przez kogo? ^^ Dalej czekam na jakies postepy w sprawie zdrowia naszego kochanego dyrektora :) Została jeszcze Luna, ho ho ho, dziewczyno, masz powodzenie :D i masz racje, nie dawaj satysfakcji facetom, fajnie sie patrzy, kiedy tak sie staraja na wszelkie sposoby ^^
    Pozdrawiam
    ~ Sandra

    OdpowiedzUsuń