sobota, 9 listopada 2013

Rozdział 15


15. Dużo do ogarnięcia w tym rozdziale. Pojawiają się chyba wszystkie możliwe kombinacje wątków i postaci. Ale jest też coś dobrego w przemyśleniach Profesora S.S. ;)


To, że Nora była pełna ludzi, było już codziennością, natomiast takie tłumy w gabinecie dyrektora zdarzały się bardzo rzadko. W kominku co chwila pojawiała się jakaś nowa postać, a każda kolejna bardziej zdenerwowana od drugiej. Wreszcie zjawiła się pani Weasley tak roztrzęsiona i wściekła, że nawet dyrektor nie zdołał jej opanować.
 - Żądam, żeby natychmiast coś z tym zrobić! - wrzasnęła na całe gardło.  - Bill i Artur są ranni! To ci cali bandyci, którzy porwali Syriusza, to nie przelewki!
 - Molly, wszystko już wiem, zaraz się tym zajmę... - mówił spokojnie dyrektor.
 - Trzeba działać natychmiast! Gdzie są Bill i Artur, czy ktoś może mi powiedzieć, dokąd zostali przetransportowani?!
 - Są w naszym skrzydle szpitalnym, Poppy przysłała mi patronusa z informacjami. Oprócz Billa i Artura ranny jest jeszcze ten auror, Vero. Najbardziej ucierpiał Bill, ale wyjdzie z tego, jest w dobrych rękach. A teraz - dodał bardzo głośno, widząc, że Molly znów otwiera usta - musimy na poważnie zająć się tą sprawą. To... ugrupowanie spod znaku WS to nie jest jakaś tam szajka. To nasi wrogowie, którzy pragną nam teraz zademonstrować swoją siłę. To, że wpadli na przesłuchanie Alecto Carrow to nie przypadek - oni chcieli pokazać nam w ten sposób, że nie są śmierciożercami, ani że ich nie popierają. Zapewne mają swoją ideologię i swoje plany, dlatego musimy złapać kogokolwiek z nich, zanim urosną w siłę. 
 - Co proponujesz? - spytał rzeczowo Moody, opierając się na swojej lasce.
 - Powołuję specjalną ekipę do śledztwa w tej sprawie. Alastorze, zostajesz jej kierownikiem. Przekazuję do twojej dyspozycji dziesięć osób, które sobie wybierzesz. O wszystkim proszę mi donosić na bieżąco. Bardzo zależy nam na czasie - rzekł z naciskiem. Moody natychmiast zebrał potrzebnych ludzi. - A teraz bardzo was wszystkich proszę - bądźcie ostrożni, niczego nie róbcie na własną rękę - tu jego spojrzenie padło na Harry'ego i Rona - i donoście mi o wszystkim, co waszym zdaniem ma związek z tą sprawą. Ja sam jeszcze dziś uruchomię odpowiednie kontakty i obiecuję wam, że nie odpuszczę dopóki wszystkiego się o nich nie dowiem.
 - A zaczniemy od tego, kto jest ich kierownikiem i jaką głupawą ideologię wyznaje ta banda kretynów - warknął gniewnie Moody. - Ekipa, za mną! - rozkazał i wskazane osoby kolejno wchodziły za nim w zielone płomienie kominka. Pani Weasley, tkwiąc w objęciach Syriusza, zanosiła się płaczem.
 - Wszystko będzie dobrze, Molly - pocieszał ją, siląc się na spokój po awanturze ze Snapem.
 - Severusie, Minerwo, chcę, żebyście udali się ze mną do skrzydła szpitalnego. Możemy tam być potrzebni. Molly, oczywiście możesz pójść z nami, a resztę proszę o cierpliwość. - Dumbledore otworzył przed nimi drzwi i cała czwórka wyszła z gabinetu. Pani Weasley przez całą drogę do szpitala szlochała, ale dopiero to, co zobaczyła w szpitalu sprawiło, że skamieniała ze zgrozy. Podłoga, parawany, stoliki i fiolki z eliksirami - wszystko zbryzgane było krwią. Pani Pomfry i pani Muldrobe biegały, jak oparzone, wydając swoim podwładnym polecenia. Hermiona właśnie usypiała Billa jakimś eliksirem.
 - Bill, mój Boże, Bill! - Molly rzuciła się w kierunku syna i byłaby do niego dopadła, gdyby McGonagall nie złapała jej w porę. - Hermiono, co z nim? Czy on... przeżyje?
 - Później o wszystkim pani powiem. Bill musi przejść operację - powiedziała, a zaraz potem chłopaka zabrano na przygotowaną wcześniej salę.
Podczas gdy pani Weasley siedziała przy łóżku męża, Dumbledore wciąż odbierał jakieś raporty, a Snape i McGonagall pomagali pielęgniarkom w wykonywaniu obowiązków. Póki co nie było żadnych wieści o stanie Billa, a z sali operacyjnej nikt nie wychodził.
 - Zaraz podam ci coś przeciwbólowego - powiedziała Luna, pochylając się nad Vero. 
 - Kiedy na ciebie patrzę i tak prawie mnie nie boli - wystękał auror, krzywiąc się z bólu.
 - Ale to na dłuższą metę nie wystarczy - rzekła z uśmiechem.
 - Luna, umówisz się ze mną w końcu? - zawołał za odchodzącą dziewczyną, nic sobie nie robiąc ze swoich ran i bólu. Snape zmierzył ich krytycznym spojrzeniem.
 - Idiota - mruknął do Minerwy, która, odkąd zresztą zaczęła spotykać się z Ivo, całkowicie zmieniła podejście do relacji damsko-męskich. - Jak może w takich chwilach myśleć o takich bzdetach? Ten twój kochaś zachowuje się podobnie?
 - Żaden mój kochaś! - oburzyła się - I nic ci do tego, jak Ivo się zachowuje.
 - Ależ oczywiście. To będzie moja sprawa dopiero wtedy, kiedy trzeba będzie kogoś przekląć, albo pocieszać cię, kiedy ten boski-włoski żigolo wystawi cię do wiatru. - Minerwa zmierzyła go wzrokiem rozsierdzonej kotki.
  - Daruj, ale akurat ty jesteś ostatnią osobą, do której należy się zwracać w sprawach sercowych. Poza tym... och, nie! Dlaczego ja ci się tłumaczę?
 - Bo wiesz, że głupio robisz?
 - Dosyć tego! Narzekasz na Vero, a sam zachowujesz się nie poważnie. Powiedz lepiej, jak idzie pannie Granger? Przydała ci się już na coś?  - Snape prychnął szyderczo, jakby pytanie McGonagall osobiście bardzo go ubodło.
  - A do czego może się przydać taka Granger? Coś tam umie, to prawda, ale nie robi na mnie piorunującego wrażenia.
 - A jeśli chodzi o... o tę sprawę z Malfoyami? - Tu Severus spoważniał. Przystanął i zamyślił się. Co ma odpowiedzieć? Przecież Minerwa jako opiekunka Gryffindoru, jako wychowawca Granger, która w pewien sposób stawiała ją za wzór, zupełnie inaczej spojrzy na tę sprawę. Nie był nawet pewien, czy uwierzy w to, do czego zdolna była Hermiona i jak dobrze jej poszło.
 - Spisała się poprawnie.
 - To znaczy? Powiedziała im to, co miała i uwierzyli?
 - Na to wygląda.
 - Ale...
 - Daj już temu spokój. Wykonała zadanie. Przepraszam - powiedział i odszedł prosto do łóżka Malfoya. Nie był pewien, czy chłopak śpi. Nie chciał go brutalnie obudzić, mając na uwadze jego stan, więc jedynie zajął taboret przy jego łóżku. Nie musiał się odzywać, bo Draco pierwszy otworzył oczy. Spróbował się podnieść, ale Snape powstrzymał go gestem.
 - Wiesz, że powinieneś jak najmniej się ruszać. 
 - Co za różnica? Obaj wiemy, jak skończę. Ani ja, ani rodzice nie unikniemy Azkabanu. I tylko mi nie mów, że postarasz się jakoś wpłynąć na Dumbledore'a, albo że nie wszystko stracone. Nie mogę tego słuchać.
 - A ja nie mogę słuchać takich zdań wypowiadanych przez wychowanka Slytherinu. Tego cię nauczyłem przez te siedem lat? Wydawało mi się, że ty jeden odpowiednio pojmujesz, jakim człowiekiem był Salazar Slytherin.
 - Jeśli pojmowanie tego prowadzi do Mrocznego Znaku wypalonego na przedramieniu, to bardzo żałuję, że byłem tak pojętny - zakpił gorzko. Snape nie spuszczał z niego wzroku. Bacznie przyglądał się twarzy człowieka, który w zaledwie kilka dni z chłopca stał się mężczyzną. To, z jaką ironią, złością i pogardą wyrażał się o swoim losie, pomimo przerażenia, które nim targało, czyniło z niego najprawdziwszego Ślizgona. Ale Snape nie odczuwał dumy. Choć nikt nie pokusiłby się o to stwierdzenie, był naprawdę dobrym wychowawcą, co sprowadzało się do tego, że przejmował się swoimi uczniami, brał sobie do serca ich problemy. Co więc mógł czuć patrząc na - w końcu jednak - jeszcze dziecko, tak zniszczone, tak sponiewierane, tak upodlone przez wojnę? I wreszcie co miał myśleć, wiedząc, że patrzy na nastolatka, który tak boi się własnej przyszłości, że słowa mówiące o niej, ledwo przechodzą mu przez gardło?
 - Draco, znasz mnie i wiesz, że nigdy się nie roztkliwiam. Dlatego weź na poważnie moje słowa - wierzę, że poradzisz sobie i przetrwasz, cokolwiek by sie wydarzyło i cokolwiek by się z tobą stało.
 - Naprawdę tak uważasz, czy mówisz mi to tylko dlatego, że to chciałbym usłyszeć?
 - Nigdy nie mówię ludziom tego, co chcą słyszeć.
 - Wiesz, czasem, kiedy nie śpię, z czystej ciekawości zastanawiam się, co mogłoby się stać, żebym przeżył. Jakiś wybuch podczas procesu? Jakiś wielki rozpad Zakonu Feniksa? Cud? A może uda mi się po prostu uciec? - Gdy to mówił, z jego bladych warg nie spełzał uśmiech. Chłopak był tak przerażony, że nawet sam siebie musiał okłamywać.
 - A czy nie lepiej pomyśleć o możliwych, logicznych rozwiązaniach?
 - Chyba nie istnieją takowe.
 - Nic jeszcze nie wiesz, a już się poddajesz. Chyba zapomniałeś, że Zakonem nie rządzą takie same prawa ani tacy sami ludzie jak w kręgach śmierciożerców.
 - Myślisz, że się zlitują nade mną? - spytał, ze słabym cieniem nadziei w głosie.
 - Nie wiem. Ale ty musisz o siebie powalczyć, jeśli chcesz przeżyć. - Draco nie zdążył odpowiedzieć, bowiem w tej chwili w sali zapanowało wielkie poruszenie. Z sali operacyjnej przywieziono nieprzytomnego Weasleya, a zaraz za nim wyszła ubabrana krwią, potwornie blada i śmiertelnie zmęczona Granger. Dopiero po spojrzeniu na zegar Snape uświadomił sobie, jak wiele czasu minęło, odkąd Weasleya zaczęto operować. Poprosił Dracona, żeby spróbował się przespać, a sam podszedł do Hermiony. W zasadzie nie wiedział, dlaczego to robi. Nawet trochę irytowało go to, że czuł się niedobrze po tym, jak nie chciała z nim rozmawiać zaraz po wykonaniu zadania. Mimo to nie zamierzał robić jej wyrzutów. 
 - Granger?
 - Słucham pana - mruknęła, kompletnie bez sił. Zaczęła myć ręce i bez żadnego wrażenia patrzyła na ściekającą z nich krew.
 - Co z Weasleyem?
 - Miał dużo obrażeń wewnętrznych, nie tylko po klątwach. Musieli użyć też zwykłego noża. Było ciężko, ale jakoś dałyśmy radę. Tym razem udało mi się nic nie schrzanić.
 - Wciąż obstajesz przy użalaniu się nad tym cholernym błędem przy operacji Dracona?
 - Pana tam nie było. Nie może pan wiedzieć, jak się czuję. - Była tak zmęczona, że jej ton nijak nie był zaczepny. Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale obraz niespodziewanie zawirował jej przed oczami. Nie zdążyła nawet zaczerpnąć powietrza, gdy ugięły się pod nią kolana i padła prosto w ramiona Snape'a.

10 komentarzy:

  1. Cud ,miód i orzeszki.Cudo ,ze mucha nie siada. Podziwiam cie za to że teraz na nowo piszesz te wszystkie rozdziały ha chyba bym to rzucila... :/
    Pozdrowienia,weny i cierpliwosci
    Jane

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział akurat w moje urodziny! <3
    Bardzo mi się podoba, nie mogę się doczekać kolejnego. :)
    Kocham, W.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkiego najlepszego Wero. :3
      Abyś znalazła kiedyś w łóżkó Severusa c: < badź Hermione jeśli jesteś innej orientacji jak ja> :D
      I żebyś w końcu dostała list z hogwartu :3
      O! I nie wypij za dużo gdyż Severus nie szasta na prawo i lewo eliksirem na kaca :D
      Życzy
      Grell
      Nya~ *.*

      Usuń
  3. Super rozdział!! Cieszę się że się nie poddałaś i piszesz od nowa :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Niesamowity rozdział, szczególnie z Vero no i końcówką ;) Cieszę się, że wytrwale piszesz dalej, mim tamtego incydentu... Weny!
    Pozdrawiam,
    Morgena

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział! Jeden z najlepszych do tej pory! Na serio :))
    Hermiona padła prosto w objęcia Severusa... No perfekto ! :D
    Weny <3
    Odiumortis.

    OdpowiedzUsuń
  6. Każdy wers tego opowiadania coraz bardziej mnie zachwycał. Jednak gdy Hermiona pod koniec notki zasłabła - to była najlepsza akcja w ciągu całego opowiadania!
    Już widzę, jak Snape w przyszłym rozdziale opieprza Hermionę:*
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Cud,miód i orzeszki :-D
    Na prawdę swietnie :)
    Aż się nie mogę doczekać tego co będzie dalej :D
    Weny.
    Pozdrawiam,Lili:)
    panstwoweasley.bllogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. " padła prosto w ramiona Snape'a. " Miałam iść spać, ale ostatnia linijka tego tekstu zachęciła mnie do dalszego czytania. ;3 Jak ja to uwielbiam ;D
    Buziaki ;3
    Ana

    OdpowiedzUsuń
  9. Mówisz padła w ramiona Snape'a? ^^ wiem, wiem, nie powinnam sie cieszyc z tego, ze Hermiona zemdlala, ale usmiech sam wpełzł na usta :D W koncu jakies postepownia w kierunku tajemniczych WS, no i dalej mam nadzieje, ze Draco minie kara... no co kazdy zasluguje na druga szanse :D
    Pozdrawiam
    ~ Sandra

    OdpowiedzUsuń