8. Pierwszy tak długi i tak ważny dla Hermiony rozdział. Macie tu "uroki" uzdrowicielstwa i ukazaną po raz pierwszy w tym opowiadaniu "ludzką twarz" Snape'a. Pojawiły się pytania o częstotliwość dodawania notek - nie będzie ona regularna, zwłaszcza teraz, w roku szkolnym, ale, jak wiecie, kilka rozdziałów mam w zapasie ;)
Nadszedł dzień sądu. To znaczy - dzień operacji, ale dla Hermiony był to jeden z bardziej stresujących dni w życiu. Gdyby nie to, że wieczorem zażyła eliksir Słodkiego Snu, w ogóle nie zmrużyłaby oka. Wizje umierającego na stole operacyjnym Malfoya dręczyły ją za każdym razem, gdy zamykała oczy. Śniadanie też ledwo przeszło jej przez gardło, a sama Hermiona wpatrywała się tępo w stół, jakby oczekując pomocy od wyszorowanego blatu.
- Coś się stało, Hermiono? - Harry usiadł obok niej i zabrał się do jajecznicy. Dziewczyna tylko pokiwała głową. - Coś osobistego? - Odpowiedział mu przeczący ruch głowy. - Powiesz mi, o co chodzi?
- Dziś mam asystować przy operacji. Boję się, że mogę zaszkodzić - wyrzuciła z siebie tonem wypranym z emocji.
- Och... - Harry pogłaskał ją kojąco po plecach - to... to faktycznie może być stresujące. Ale przecież jesteś świetna. Pani Pomfrey nie pozwoliłaby ci asystować, gdybyś nie znała wszystkich potrzebnych zaklęć i gdybyś nie wiedziała, jak się zachować. Magiczna medycyna pewnie rządzi się innymi prawami niż mugolska, dlatego nie masz się co obawiać, że to za szybko. Jakoś musisz nabrać doświadczenia.
- Dzięki - rzekła smętnie. - Chciałabym wierzyć, że masz rację. Ale w skrzydle szpitalnym przepracowałam dopiero miesiąc i nie wierzę, że jestem już gotowa, żeby...
- Jesteś. Jeśli nie ufasz sobie, zaufaj pani Pomfrey - uśmiechnął się. - Poza tym to chyba nie będzie jakaś poważna operacja?
- Operacja krwiaka mózgu - powiedziała, choć w zasadzie nie powinna, postępując zgodnie z etyką lekarską. Harry zrobił minę jasno wyrażającą zdumienie. Cóż, od razu rzucono Hermionę na głęboką wodę, ale i to pewno miało przyczynę w jej wyjątkowych zdolnościach.
- Muszę lecieć - oznajmiła z miną skazańca i blada na twarzy weszła do kominka.
- Będziemy wszyscy trzymali kciuki! - zawołał za nią Harry, ale niewiele to pomogło.
Pani Pomfrey powiedziała jej dzień wcześniej, żeby postarała się rozluźnić, bo strach w takiej sytuacji nie jest dobry. Na sali operacyjnej potrzebny był jedynie spokój i żelazne opanowanie. Łatwo powiedzieć.
Jeszcze przed całą operacją wstrząsnęła nią kolejna rzecz - przed małą salką znajdującą się przy skrzydle szpitalnym zastała trzy osoby, które spowodowały, że zestresowała się po stokroć bardziej. Oparci o ścianę, na wąskiej drewnianej ławeczce siedzieli Snape i... Narcyza Malfoy, a wzdłuż korytarza przechadzał się nerwowo Lucjusz Malfoy. Hermiona zdołała jedynie zarejestrować, że choć wyglądają tak samo, jak wtedy, gdy ich widywała wcześniej, to ich twarze były znacznie bardziej spięte i blade, a oni sami wyglądali na strasznych i bardzo zmęczonych, co po części było pewnie spowodowane również stanem zdrowia ich jedynego syna. Niespodziewanie pan Malfoy stanął przed nią.
- Będziesz operowała mojego syna, Granger? - spytał, patrząc jej prosto w twarz.
- Tak - odparła.
- I zrobisz wszystko, żeby operacja się udała? Pomimo tego, że... nienawidziliście się w szkole, nie zaszkodzisz mu, prawda?
- Nigdy nawet bym o tym nie pomyślała. W tej chwili jestem jego lekarzem, nie szkolnym wrogiem. - To zdanie zdawało się wcale nie uspokoić Malfoya.
- Ale jeśli coś pójdzie nie tak, to musisz wiedzieć, jak reagować! Dracon jest słaby, trzeba będzie mu natychmiast pomóc, a każdy mały błąd...
- Lucjuszu - na ramieniu mężczyzny pojawiła się ręka Severusa - panna Granger zna się na tym, co robi i na pewno będzie potrafiła się opanować. A teraz pozwól jej wykonać swój obowiązek. Usiądź - choć ton miał spokojny i chłodny, widać było, że stresuje się tak samo, jak rodzice chłopaka. Gdy Lucjusz usiadł, sam spojrzał na Hermionę.
- Dasz sobie radę, Granger?
- Dam z siebie wszystko. - Snape skinął jedynie i nie chcąc przedłużać tej i tak nieprzyjemnej sytuacji, przepuścił ją. Dziewczyna zamknęła za sobą drzwi na klucz.
- Jest już panna Granger - powiedziała pani Pomfrey, myjąc ręcę jakimś specjalnym eliksirem i wskazując fiolkę Hermionie. Dziewczyna sama zaczęła myć ręce, a robiła to tak dokładnie, jak nigdy. W tym momencie nawet to stresowało ją bardziej niż najtrudniejszy egzamin.
- Co tu robią Malfoyowie? - spytała, chcąc pozbyć się z gardła ogromnej bryły lodu, która się tam w niewytłumaczalny sposób znalazła. - Czy nie powinni być... w Azkabanie?
- Być może - odparła pani Pomfrey - ale to już sprawa dyrektora. W każdym razie wiem, że zezwolił na ich obecność tutaj podczas operacji ich syna.
- To zrozumiałe - mruknęła cicho Hermiona.
- Ja tego nie pochwalam, ale nie do mnie należy decyzja. Panno Granger, czy czuje się pani na siłach? - spytała poważnie kobieta, obrzucając swoją podopieczną badawczym spojrzeniem. Hermionę korciło przez chwilę, by odpowiedzieć, że nie, absolutnie nie jest i wybiec z sali, ale wzięła głęboki oddech i poczuła napływający w nią spokój.
- Tak, pani Pomfrey. Jestem gotowa.
- Doskonale. Zatem bierzmy się do pracy! Eveline, Sophia, ubierzcie nas! - poleciła dwóm młodym pielęgniarkom, które założyły na nich fartuchy, czepki i maski dokładnie takie same, jakie mieli na sobie mugolscy chirurdzy podczas operacji. Tylko rękawiczki były wykonane z innego materiału, prawdopodobnie jakoś magicznie zabezpieczonego.
- Będzie ze mną operowała jeszcze pani Muldrobe - poinformowała Hermionę przytłumionym przez maskę głosem pani Pomfrey. Hermiona znała tę starszą, czarnoskórą pielęgniarkę ze skrzydła szpitalnego i cieszyła się, że pani Muldrobe, wiecznie spokojna i miła kobieta będzie tam razem z nimi, gotowa jej pomóc. - Jej poleceń również masz słuchać. I, bardzo cię proszę, nawet gdyby w pobliżu wybuchła mugolska bomba, zachowaj spokój. Nie wykonuj gwałtownych ruchów i uważnie słuchaj tego, co mówię. - Gryfonka skinęła głową na znak, że rozumie.
Potem wszystko, przynajmniej w odczuciu Hermiony, potoczyło się bardzo szybko. W niewielkiej, jasno oświetlonej sali, na wysokim stole, leżał nieprzytomny Malfoy, najwyraźniej odurzony jakimś silnym eliksirem. Jego klatka piersiowa unosiła się miarowo, powoli, w rytm płytkich oddechów. Kazano jej stanąć blisko głowy i obserwować nieprzytomnego chłopaka. Hermiona ledwo mogła patrzeć, jak w głowie Malfoya dosłownie pojawia się mała dziura, z której wyciekła krew.
- Granger, wacik z eliksirem dezynfekującym - powiedziała pani Pomfrey. Dziewczyna z trudem poskromiła drżenie rąk. Nasączyła wacik i starła wyciekającą ze strasznej rany krew płynnym, ale delikatnym ruchem. Pani Pomfey i pani Muldrobe pracowały przy otwartej ranie kilka chwil.
- Granger, podejdź tu i przytrzymaj to - poprosiła pani Muldrobe, bardzo delikatnie przekazując jej dwa, cienkie metalowe pręciki - ku zgrozie dziewczyny - tkwiące wewnątrz czaszki Malfoya. - Spokojnie. Nie ruszaj nimi. - I Hermiona natychmiast zesztywniała, obserwując precyzyjne ruchy pani Pomfrey, podczas gdy druga kobieta sprawdzała puls i oddech Dracona.
- Słabnie - stwierdziła krótko. - Pospiesz się, Poppy.
- Granger, teraz bardzo ostrożnie przesuniesz te pręciki w bok, tylko o centymetr. Usunę krwiaka, a ty cały czas będziesz je trzymać nieruchomo. Rozumiesz?
- Tak jest - odparła, choć czuła, jak zimny pot spływa jej po plecach.
- Na trzy. Raz... dwa... trzy - odliczała spokojnie. Hermiona przesunęła pręciki, ale ręka zadrżała jej nieznacznie. - Ostrożnie! - ryknęła pani Pomfrey. Z rany wyciekło dużo gęstej krwi, a Hermionie na moment pociemniało przed oczami. - Muldrobe, sprawdź, czy on żyje! - Gryfonce zdawało się, że to jej serce właśnie się zatrzymało.
- Żyje, ale jeśli zaraz nie skończysz, ten stan ulegnie zmianie! Szybko!
- Granger, nie ruszaj się, rozumiesz? Ani o milimetr. - Spojrzenie starszej kobiety skrzyżowało się z tym Hermiony, ale teraz nawet jego pewność i spokój nie pomagały. Hermiona, choć nie poruszyła się nawet w najmniejszym stopniu, czuła się okropnie. Pani Pomfrey zaklęciem usunęła krwiaka, a potem sprawiła, że kawałki czaszki i skóry, które uprzednio zniknęły ze swojego miejsca, pojawiły się tam znowu. Potem szybko wlała Malfoyowi do ust jakiś płyn i zerknęła na Hermionę.
- Zrobiłam mu krzywdę?
- Nie, Granger, ale niewiele brakowało. To się zdarza, zwłaszcza za pierwszym razem. Dobrze się spisałaś. Wszystko z nim będzie w porządku. - Hermiona nie podziękowała. Wiedziała, że omal nie wysłała nastolatka na tamten świat i wcale nie uwierzyła pani Pomfrey.
- Mogę już wyjść? - spytała. Pani Pomfrey pozwoliła jej, więc najszybciej, jak mogła, zrzuciła z siebie szatnę, czepek, maskę i rękawiczki, umyła dokładnie ręce i z bolącym sercem oraz tłumionym płaczem wyszła z sali, drżąc na całym ciele. Gdy tylko otworzyła drzwi, dopadli do niej rodzice Dracona.
- Co z nim?! Żyje? - spytała Narcyza, łapiąc ją za koszulę.
- Operacja się udała - powiedziała Hermiona, mając ochotę dodać "ale z mojej winy mogło być inaczej" . - O resztę proszę pytać panią Pomfrey. - Szybko starła łzę wierzchem dłoni i odeszła, czując, że dłużej nie utrzyma w sobie płaczu. Snape zmrużył oczy i poszedł za nią, równie szybkim krokiem. "Dopadł ją" w slai wejściowej.
- Granger, za mną - mruknął. Nie miała siły się sprzeczać. Starała się tylko osuszyć dłońmi oczy i policzki, ale było to niemożliwe, bo wciąż płakała. Jak mogła być tak głupia? Dlaczego nie potrafiła wykonać tak prostej czynności? Przecież mógł przez nią zginąć człowiek. Nie nadawała się do niczego.
Snape otwarł przed nią drzwi swojego gabinetu, ale nie powiedział jej, by usiadła, wiedząc, że ciężko jej będzie usiedzieć teraz w miejscu. Cała dygotała z nadmiaru emocji. Nie musiał zadawać pytań - sama zaczęła mówić.
- Kazali mi... tylko potrzymać dwa pręciki. Musiałam je przesunąć, ale... za daleko - opowiadała, wciąż walcząc z łzami i łkaniem. - Pojawiło się dużo krwi, a pani Muldrobe powiedziała, że on za chwilę umrze. Gdyby nie pani Pomfrey to... zabiłabym go - jęknęła głośno i dosłownie zalała się łzami. Usiadła na podłodze, czując, że traci władzę w nogach. Severus spojrzał na nią w taki sposób po raz pierwszy w życiu - nie chciał kpić, nie chciał umoralniać i uczyć. Wyraźnie współczuł dziewczynie. Przykląkł obok niej.
- Mów, Granger. Nie można takich rzeczy dusić w sobie, bo i tak kiedyś wybuchną.
- Teraz już wiem, że jestem do niczego. Jestem jak... jak morderca. Rozumie pan? Jego rodzice... mi zaufali, a ja omal go nie zabiłam!
- To była twoja pierwsza operacja. To się naprawdę zdarza. - Hermiona kręciła przecząco głową, wylewając z siebie potoki łez. - Musisz przyzwyczaić się do takich sytuacji. Jako uzdrowicielka będziesz się z nimi często spotykała - powiedział rzeczowo. Nie chciał popadać ze skrajności w skrajność i rozczulać się nad nią.
- Uzdrowicielką? - spojrzała na niego załzawionymi oczyma, jak na wariata. - Nie potrafię utrzymać dwóch pręcików w rękach, nie zabijając przy tym nikogo, a pan mówi o uzdrowicielstwie? Jestem skończoną kretynką, nie zostanę żadną uzdrowicielką. Mam tego dość! Przecież gdyby nie było tam pani Pomfrey, Malfoy już by nie żył. Przeze mnie! - znów rozpłakała się na dobre. Snape niespodziewanie chwycił jej twarz w dłonie.
- Ale była tam, a Malfoy żyje. Poza tym to dzięki tobie w ogóle odbyła się ta operacja, pamiętasz? - Widział, że to, co mówi, w ogóle jej nie pomaga. Wręcz przeciwnie, tylko pogłębia smutek, a dziewczyna wyraźnie słabła z płaczu. Gdyby Poppy nie uprzedziła wszystkich, rzecz jasna bez wiedzy Hermiony, o tym, że takie zachowanie jest bardzo prawdopodobnie po pierwszej operacji, uznałby ją za histeryczkę. Chwycił ją więc sztywno za ramię i podniósł.
- Już dobrze, Granger. Tak czy inaczej, operacja skończyła się dobrze. Spójrz na mnie - rzekł stanowczo, przywołując przytomne spojrzenie dziewczyny. - Wszystko jest już w porządku, Granger. Draco żyje i choćbyś nie wiem, co zrobiła na tej sali operacyjnej, ten fakt nie uległ zmianie. - Cały czas trzymał ją za ramiona, a to pozwoliło dziewczynie choć trochę ochłonąć.
- Dziękuję, profesorze - powiedziała. - Pójdę już. W skrzydle szpitalnym...
- Wróć do Nory. Powiem o tym Poppy - obiecał, a Hermiona poczuła względem niego prawdziwą wdzięczność. Podziękowawszy, wyszła z gabinetu, ciesząc się, jak nigdy, że mogła opuścić zamek.
Jak Hermiona rozmawiała ze Snapem ... Mmm :P Kocham ten moment, on jest najlepszy! Kocham twoje notki.
OdpowiedzUsuńBuziaki!
Severus potrafii być jednak miły i pocieszający <3
OdpowiedzUsuńHermiona pewnie jeszcze się będzie zadręczała, ale to jej przejdzie... Z pomocą Snape'a mam nadzieję ;D
Czekam na kolejny rozdział!
Weny <3
Odiumortis.
Wspaniały rozdział :-) Czekam na następny !!
OdpowiedzUsuńmojeminiopowiadania.blogspot.com
Pierwsza operacja i pełno nerwów. Wcale się jej nie dziwię. W końcu jeden błąd mógł spowodować śmierć. A to wystarczająco, by się przestraszyć. Snape ją pocieszał? Uh... jak pięknie. Zawsze twierdziłam, że on ma serce.
OdpowiedzUsuńCzytałam twoje poprzednie opowiadanie i to teraz i słuchaj... Jesteś genialna. Uwielbiam cię! Piszesz świetnie, próbujesz coś jeszcze pisać oprócz tego? W sensie tak dla siebie? Powinnaś wydać książkę... :) Czekam na więcej i zapraszam do siebie:)
OdpowiedzUsuńA jednak Severus potrawi pocieszać i być miłym:) Pokazał nam swoja kolejna twarz :D Pierwsza operacja nerwów pelno i wcale się nikomu nie dziwię.... Jejku dobrze, ze się udało :D Rozdział świetny :P Weny:D Pozdrawiam,Lili:D
OdpowiedzUsuńKocham ta twoją dbałosc o szczegóły ,dopracowane w kazdym calu.
OdpowiedzUsuńBalam sie o draco,bo bądż co badz mógł i umrzeć na tym stole. Jeszcze nie wiemy jaka role odegra w życiu hermiony i severusa. Zaskoczylas mnie pojawieniem sie malfoyow. Nie sądziłam,ze sie pojawią. Mam nadzieje ,ze po ich powrocie do Ascabanu moze to severus zajmie sie draco....ahh tyle niewiadomych
A i jeszcze jedno czestotliwosc pojawiania sie rozdzialow to to co lubie tu najbardziej;)
Pozdrawiam
Chloe:*
Zaje - super -fajne ! Naprawde mi sie podoba byl taki ludzki hymm.... cudooo <3 chce wiecej !!!!
OdpowiedzUsuńTen rozdział był niesamowity! Severus Snape pokazał swoją drugą twarz i to w dodatku Hermionie. :) Bardzo podobała mi się ta scena! :) I Malfoy'owie zachowali się odpowiednio. Nie wyzywali Hermiony od szlam i w ogóle byli przejęci stanem Dracona. Duży plus dla Malfoy'ów. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Lily M. ;*
Niesamowity rozdział! Snape bez żadnych złości, cynizmu i śmiechu... Świetne! :) I to jeszcze przy Hermionie. Uprzedzałaś, że romans nie pojawi się szybko, ale jego przeciąganie i tak jest wspaniałe. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Morgena. :)
O boże.. Ale emocje.. uh.. Cudny jest ten blog.. Poprzedni zresztą też.. Na pewno będę tu wpadać i zostawiać po sobie ślad.. A teraz życzę dużo weny i pozdrawiam..
OdpowiedzUsuńTwoja nowa fanka Margaret.. :)
OOooo..!!! *v*
OdpowiedzUsuńOch stresujaca sytuacja na maksa.... Ze stresu zjadlam ten rozdzial w mgnieniu oka... Na szczescie wszystko dobrze sie skonczylo, Draco zyje :) szkoda mi tylko Hermiony, ktora strasznie to przezyla, na szczescie opanowany, ze zdjeta maska "zimny i oschly" profesor Snape pomogl jej sie opanowac i wrocic do Nory, by odpoczela :) jestem z niego dumna, jak i oczywiscie z samej panny Granger, bez niej Draco by umarl, a tego bysmy nie chcieli :/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
~ Sandra