środa, 21 sierpnia 2013

Rozdział 4


4. Powiem Wam coś – gdyby nie moja dozgonna miłość do Lucjusza, pokochałabym Syriusza. Postać genialna, a opisana dość ubogo u Queen Rowling. U mnie będzie nieco inaczej. A, i jeszcze zgarniecie mały ochrzan! Czemu nikt, poza bardzo miłym słodzeniem nie napisał, że poprzednie 3 rozdziały wymagają poprawki? Nie bójcie się konstruktywnej krytyki, ja się nie obrażę, a to pomoże mi w pracy! 
Informuję też, że opuszczam Was na kilka dni, ponieważ wyjeżdżam, ale jak tylko wrócę - rozdziały znowu zaczną się pojawiać! Pozdrawiam cieplutko!


Merlin lubił stroić sobie żarty z bogu ducha winnych ludzi, o czym przekonała się Hermiona następnego dnia, gdy pozwolono jej wrócić do skrzydła szpitalnego i zobaczyła, kogo przysłano im do pomocy. Widok uradowanej Luny Lovegood w białym kitlu sprawił, że coś boleśnie skręciło się w jej żołądku. Delikatnie mówiąc, nie była przekonana co do słuszności przydzielenia Krukonki właśnie do pomocy wśród rannych. Pani Pomfrey podzielała zresztą jej obawy.
 - Strasznie się cieszę, że mogę się na coś przydać – mówiła Luna z uśmiechem, beztrosko przechadzając się między rzędami polowych łóżek. – Nie przydałam się w walce, więc mogę przynajmniej pomóc tutaj. – Hermiona jedynie uśmiechnęła się w odpowiedzi. – Och, zapomniałabym! Pani Pomfrey prosiła, żebyś zajęła się jakimś chłopakiem z łóżka numer dwadzieścia dziewięć, bo zapaskudziła mu się rana.
 - A kiedy cię poprosiła, żebyś mi to przekazała? – zapytała Gryfonka, obawiając się najgorszego.
 - Jakąś godzinę temu. Na śmierć zapomniałam, to pewnie przez gnębiwtryski…
 - Pewnie tak. Zrób coś z nimi, bo tutaj liczy się każda minuta – powiedziała, siląc się na spokój, po czym szybko podeszła do łóżka z numerem dwadzieścia dziewięć i z niemiłym  dreszczem odkryła, że jest to miejsce należące do Malfoya. Był przytomny, ale mocno rozpalony – zapewne „zapaskudzona rana” zdążyła się już przerodzić w poważne zakażenie.
 - Muszę coś zrobić z tą raną na twojej głowie. To może zaboleć – oznajmiła głośno i wyraźnie, żeby nie doznał szoku. Malfoy jedynie skinął głową, nie będąc w stanie zrobić nic więcej. Po odwinięciu bandaży hipoteza Hermiony tylko się potwierdziła – z rany sączył się żółtawy płyn, a miejsce wokół niej było mocno zaognione. Dziewczyna zaczęła intensywnie myśleć – skoro jeszcze wczoraj rana wyglądała lepiej, to jej dzisiejszy stan musiał być wynikiem jej własnego błędu przy zmianie opatrunku. Starają się za wszelką cenę odgonić te myśli, zaczęła przemywać ranę eliksirem odkażającym, słysząc okropne jęki Malfoya.
 - Boli… - wydyszał chłopak słabym głosem.
 - Przepraszam – powiedziała, zanim zdążyła ugryźć się w język. W końcu to był Malfoy, okropny dupek, zdrajca i śmierciożerca, który w pełni zasłużył na swoje cierpienie. Założyła mu opatrunek i już chciała odejść, gdy zatrzymał ją słaby uścisk ręki na nadgarstku.
 - Muszę iść po jakiś eliksir na zbicie gorączki, żebyś poczuł się lepiej – oznajmiła rzeczowo, ale jemu najwyraźniej chodziło o coś innego niż stan własnego zdrowia.
 - Moi rodzice… Co z moimi rodzicami?
 - Nie wiem, Malfoy. Nikt z Zakonu nie ma informacji o tym, co się z nimi dzieje.
 - Jakie to szczęście, Granger, że wiesz o wszystkim, co się dzieje w Zakonie – usłyszała szyderczy, zjadliwy ton i wcale nie musiała się odwracać, by wiedzieć, kto się do niej odezwał. – I nie musisz iść po eliksir przeciw gorączce, sam podam go Draconowi – fuknął.
 - Lepiej się pan czuje, profesorze? – spytała, nie mogąc się powstrzymać przed złośliwym uśmieszkiem.
 - Na tyle dobrze, by przekląć cię jakimś urokiem, jeśli zaraz nie zejdziesz mi z oczu. Swoją drogą masz ku temu powód, bo ten kretyn, Potter, coś sobie zrobił, nieudolnie odbudowując wieżę Gryffindoru. Znajdź go i opatrz mu tę, zapewne, niesłychanie groźną ranę. – To ją przekonało, choć bardzo chciała wiedzieć, co Snape powie Malfoyowi na temat jego rodziców. Jednak Harry był teraz ważniejszy – szybkim krokiem skierowała się w stronę wieży Gryffindoru, która wciąż istniała w połowie – nie posiadała dachu i sporego kawałka ściany. Harry faktycznie siedział na schodach i sprawiał wrażenie zamroczonego.
 - Pani Pomfrey cię przysłała? Nic się przed nią nie ukryje… - parsknął, masując się po głowie.
 - Właściwie to przysłał mnie Snape. Co się stało?
 - Jakiś kamień uderzył mnie w głowę, kiedy Neville zachwiał się na drabinie, ale poza małym rozcięciem chyba nic mi nie dolega.
 - Uderzenie w głowę to poważna sprawa, muszę to sprawdzić – wykonała nad głową Pottera kilka skomplikowanych ruchów różdżką i orzekła po chwili, że nie ma wstrząsu mózgu, ale powinien obawiać się wielkiego guza, który zaczął mu rosnąć na czubku głowy.
 - Skoro wyrwałam się ze skrzydła szpitalnego, to chyba mogę z tobą chwilę porozmawiać – mruknęła, upewniwszy się, że nikt ich nie podsłuchuje, i szybko opowiedziała mu o tym, że Snape ma już ów ważny składnik eliksiru, o który prosił F i o Malfoyu. Zaskoczyło ją, że Harry podchodzi do wszystkiego z o wiele mniejszym zainteresowaniem niż zwykle.
 - Wszystko gra? – spytała, a gdy odwrócił się twarzą do niej, odpowiedź miał wypisaną na czole.
- To już kolejny dzień, a Syriusza ciągle nie odnaleziono. Gdybym chociaż wiedział, że żyje… Niepewność jest najgorsza.
 - Szukają go – powiedziała, próbując dodać mu otuchy. – I na pewno znajdą. Żywego.
- Naprawdę tak myślisz?
 - Naprawdę. Harry, jesteśmy Gryfonami! Nie wolno nam wątpić i zatapiać się w rozpaczy, musimy uparcie wierzyć, że wszystko się uda.
 - Obyś miała rację, Hermiono – westchnął i przytulił ją, najwyraźniej potrzebując wsparcia.
- Potter, to nie czas na podryw! – zaśmiał się Oliver Wood, który przybył do Hogwartu, by pomóc w odbudowie. Niewiele się zmienił, odkąd skończył szkołę, z wyjątkiem tego, że odrobinę ściemniały mu włosy i urósł o kilkanaście centymetrów.
 - Już wracam do pracy – powiedział Potter. Zerknął przepraszająco na Hermionę i wstał, gdy nagle…
ŁUP!
Coś gruchnęło głucho tuż za ich plecami. Szybko się odwrócili, by z przerażeniem odkryć, że ów łoskot był spowodowany czyimś uderzeniem o ścianę. Na posadzce, obok nieszczęśnika, leżała połamana miotła. Hermiona, Harry i Oliver szybko zbiegli kilka stopni w dół, żeby zobaczyć geniusza, który postanowił wlecieć tu na miotle, najprawdopodobniej przez wielką wyrwę w dachu, ale kiedy podeszli, a ów inteligentny podniósł się o własnych siłach, wszyscy zamarli. Hermiona wydała z siebie krótki okrzyk, Wood skamieniał, a Harry omal nie zemdlał.
 - Syriusz? – to właśnie Hermiona jako pierwsza odzyskała głos. – Ty żyjesz?
- Jak widać – uśmiechnął się lekko, a potem uściskał ją i Harry’ego, oszołomionemu Woodowi podał rękę.
 - Gdzie byłeś? Jesteś ranny! Musisz iść do skrzydła szpitalnego! Syriuszu, co się z tobą działo? Dlaczego nie dałeś znaku życia?! – mówił bez przerwy Potter.
 - Spokojnie, Harry, spokojnie – mruknął, rozcierając sobie bolące czoło. – Nie miałem jak dać wam znać, że żyję, bo do tej pory przetrzymywała mnie grupa jakichś czubków, do których nie dotarło, że Voldemorta już nie ma.
 - Kto to był? – spytała Hermiona rzeczowym tonem.
 - Nie wiem. Cały czas miałem zasłonięte oczy, a poza tym niewiele przy mnie rozmawiali. Pewno chcieli, żeby zjawił się po mnie sam Dumbledore, albo Harry – prychnął.
 - Ale nic ci nie zrobili?
 - Tylko to – wyciągnął ku nim rękę, na co Hermiona i Wood syknęli cicho. Na przedramieniu miał wycięte dwie krwawe litery  - WS.
 - Co to znaczy? – spytał Harry, nie odrywając wzroku od rany.
 - Nie mam pojęcia, przykro mi.
 - No a jak udało ci się uciec?
- Wybuchło jakieś zamieszanie… Chyba ktoś wtargnął do ich kryjówki, jeden z nich zdarł mi worek z głowy i zostawił, widząc, że nie jestem nikim ważnym. Jeden z nich szczęśliwie trafił zaklęciem w moje kajdanki, a potem zwinąłem miotłę jakiemuś półgłówkowi, który nie umiał się na niej utrzymać.
 - Ale dlaczego uderzył pan w ścianę? – spytał Oliver, dla którego niszczenie latających mioteł stanowiło prawdziwą profanację.
 - Przecież nie celowo – mruknął posępnie Black. – Musiałem… zasłabnąć – zdawał się być zakłopotany tą sytuacją, na co Hermiona wcale nie zwróciła uwagi.
 - Chodź, musisz się znaleźć w skrzydle szpitalnym – nie pytając go o zdanie, chwyciła mężczyznę pod ramię i zaczęła prowadzić, mimo, że lekko się opierał i wciąż powtarzał, że przecież nic mu nie jest, czemu przeczyła nieprzyzwoicie blada skóra i wielkie sińce pod oczami. Musiał być wycieńczony. Jakby potrzeba im było więcej nieszczęścia, w drzwiach skrzydła szpitalnego natknęli się na Snape’a, który od razu zmierzył Syriusza nienawistnym spojrzeniem.
 - A więc żyjesz, Black – mruknął tonem, który wyraźnie wskazywał na brak uciechy wywołany tym faktem, a minę miał przy tym taką, jakby wypił wiadro soku z cytryny.
 - Na szczęście tak, Snape. Czyżbyś zdążył się stęsknić?
 - Nie wątpię, że odrobina poczucia, że jest ktoś, kto cię darzy pozytywnym uczuciem jest ci potrzebna, ale nie radzę kwalifikować mnie do grona osób, które takowe żywią w stosunku do ciebie.
 - Jak zawsze uroczy – zakpił Black. Hermiona musiała przytrzymać rękę Harry’ego, która niebezpiecznie zbliżyła się do różdżki.
 - Granger, jutro rano  zgłoś się do mnie po resztę eliksirów – rzucił niedbałym tonem profesor. – I błagam, nie dręcz więcej Malfoya, on chce jeszcze trochę pożyć. – Odszedł, choć nie tak sprężystym krokiem, jak zawsze.
 - Malfoya? – Harry wytrzeszczył na nią oczy. – O czym on mówił?
 - Malfoy tu jest. Jego stan jest… dosyć ciężki.
 - To jest szpital dla ofiar, nie oprawców! – Nie odpowiedziała. Sama nie wiedziała, co ma o tym myśleć, dlatego zamiast ciągnąć tę rozmowę, poinformowała panią Pomfrey, że mają kolejnego pacjenta i zajęła się Syriuszem, który nalegał, by nie musiał spędzić nocy w szpitalu. Bez eliksiru wzmacniającego i mugolskiej kroplówki się nie obyło, ale pozwolono mu opuścić skrzydło szpitalne, by mógł pomagać przy odbudowie, na co z kolei nie chciał zgodzić się Harry.
 - Bardzo bym chciał wiedzieć – warknął ze złością Potter – dlaczego tym razem pani Pomfrey nie była tak stanowcza, jeśli chodzi o zostawienie go w szpitalu.
- A ja bardzo bym chciała wiedzieć – powiedziała Hermiona – co oznacza to całe WS na ręce Syriusza. Czuję, że nadciągają kłopoty.

11 komentarzy:

  1. Luna i gnębiwtryski, kocham ją :) Szkoda mi Dracona, no i oczywiście tajemnicze WS, ciekawe, ciekawe. Dobry rozdział :))

    A.S.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział, no, ale czy mógłby być inny skoro są Draco i Severus i Syriusz naraz? <3
    Uwielbiam ich! Jeszcze tylko Lucjusz i młody Tom Riddle i jestem w niebie z pięcioma bogami :D tak, tak moje ideały ;) Ogólnie bardzo dobry rozdział, akcja się toczy i podoba mi się coraz bardziej i bardziej! :)
    Czekam na kolejny rozdział i weny życzę <3
    Odiumortis.

    OdpowiedzUsuń
  3. ODIUMORTIS Twój komentarz mnie powalił ^^ no ale zgadzam się, bo skoro Draco,Snape i Syriusz są w jednym rozdziale i opowiadaniu to będzie ciekawie :D Zaciekawilas mnie tym "WS" nie mam pojęcia skąd to się mogło wziąć .... Ciekawie się zaczyna i czekam na więcej :) Pozdrawiam,Lili :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej :) Zaciekawiło mnie twoje opowiadanie. Czyta się je jednym tchem i chce się więcej. Przeczuwam, że to nie będzie prosta i lekka historia, tylko pełna wzlotów, upadków i tajemnic. I ogromnie się cieszę, że będziesz powoli rozwijać uczucia pomiędzy Sevem a Hermioną. Jestem przygotowana na ogromną długość tego opowiadania! :) Ogromnie się cieszę, że powstaje kolejne, fantastyczne Sevmione! :)
    Pozdrawiam Lily M. ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. No i jest Syriusz. I jego wielkie wejście... prosto miotłą w ścianę. No nie wypada się śmiać z czyjegoś nieszczęścia, ale moja wyobraźnia przedstawiła to w bardzo ciekawy sposób. Mina Snape'a na widok Blacka.. bezcenna :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. NIE MOGĘ NIE MOGĘ NIE MOGĘ.!! ^^^
    Po prostu nie mogę z tego, że jadteś taka GENIALNA, aby umieścić moję ukochane postacie w jednym rozdziale.!
    Oczywiście chodzi mi o Sev'a, Draco'a i Syriusza.
    Brakowało chyba już tylko Lucjusza, Toma i Blaise'a abym padła na podłogę ze szczęścia.! <3
    Jeszcze może Bellatrix to to już byśmy się chyba nie spotkały. xDD
    Życzę weny i przesyłam całusy,

    Zaczytana i zakochana we wszystkich "ślizgońskich bogach seksu" xDD
    Scareed.

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetne :3 Tylko dziwi mnie to : ͵͵ – I błagam, nie dręcz więcej Malfoya, on chce jeszcze trochę pożyć ´´ To BŁAGAM z ust Snapea mnie troche zdziwiło , przecież to Snape , on nigdy o nic nie prosi >.< A oprócz tego rozdział super :D

    Weny życzę :*
    Avada.

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej ;)
    Czytam Twoje blogi już od dawna, ale dopiero teraz wpadłam na Metanoia. Nigdy nie zdarzyło mi się jeszcze komentować czyjegokolwiek bloga (nawet geniuszu mrocznej :p), ale teraz znalazłam błąd logiczny w tym rozdziale, więc postanowiłam Ci o nim napisać.
    Nie jest to cos wielkiego, tylko akurat mi to podpadło. Kiedy Hermiona podchodzi opatrzyć Harry'ego napisałaś, że opowiedziała mu o eliksirze i o Malfoyu, na sam koniec jednak Harry dziwi się, że Draco jest w skrzydle szpitalnym.
    Poza tym, jestem Twoją wierną i oddaną fanką. Życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  10. Jest i Syriusz ;)) tylko co to jest to WS? Jakieś inicjały?

    Snape szybko wydobrzał, myślałam, że dłużej będzie leżał.
    co do Dracona, to mam wrażenie, że się chłopak nawrócił.

    www.swiatlocienn.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  11. SYRIUSZ!!! Jak dobrze, ze zyje i wszytsko z nim w porzadku :) Ale uwazam, ze Hermiona ma racje, dwie prawie nic nie znaczace litery moga sprowadzic na nich klopoty... Nie moge sie doczekac by dowiedziec sie czegos wiecej w tej sprawie ^^
    Pozdrawiam
    ~Sandra

    OdpowiedzUsuń