27. Wiecie co? Przeszkadza mi śnieg za oknem. Jest zimno, co
osobiście dotkliwie mnie krzywdzi.
Mam nadzieję, że nie zamarzły Wam komputery i telefony, bo wtedy nie
mogłybyście przeczytać, jak to biedny Syriusz został zamordowany, a Severus
uszedł z życiem ;)
Koszmar. To jakiś jeden wielki koszmar! Myśli Hermiony,
gdyby można je przedstawić graficznie, wyglądałyby jak czarny głąb splątanej
nitki z piorunami. Była wściekła na Syriusza, ale i Snape nie zachował się w
porządku, demolując Norę. Jeśli dodać do tego fakt, że z tej złości omal nie
rozstała się ze swoją nogą przy teleportacji, można uznać, że do domu państwa
Weasleyów nie wpadła młoda kobieta, ale żywa furia. Trzasnęła drzwiami,
rzucając zaraz przy nich swoje zakupy. Podłoga była osmolona w kilku miejscach,
firanki w okach zerwane, wazony pani Weasley potłuczone, a w fotelu widniała
wypalona dziura. Molly wciąż pomstowała na Syriusza, więc nawet nie zauważyła
przybycia Hermiony.
- Proszę cię, tylko ty już nie krzycz – jęknął Ron.
- Nie krzycz? –
powtórzyła Hermiona, dygocząc ze złości. Ile razy mogła jeszcze spokojnie powtarzać tym dwóm osłom, że
mają się zachowywać jak cywilizowani ludzie? – Gdzie on jest?
- Już poszedł. To
znaczy… tata wywalił go do Hogwartu, jak
tylko…
- Nie pytam o Snape’a,
nim zajmę się później. Gdzie jest Syriusz? – wysyczała przez zaciśnięte zęby.
Dopiero teraz pani Weasley zwróciła na nią uwagę.
- O, właśnie! Przyda
mu się jeszcze jedna przemowa! Jest na dworze, pewnie jeszcze obrażony!
- Ja mu się obrażę! –
warknęła i wypadła do ogrodu, jak błyskawica.
– Syriusz! – zawołała – Syriuszu Black, natychmiast do mnie!
- Spokojnie, przecież
nie frunę – bąknął, trzymając ręce w kieszeni
i spoglądając na nią spod byka.
- JESZCZE nie
fruniesz! Ale zaczniesz, z pomocą mojej różdżki, jeśli w tej chwili nie wytłumaczysz
mi, co to wszystko miało znaczyć?
- Skąd o tym wiesz?
Smark się poskarżył?
- Nieważne, skąd!
Odpowiadaj!
- Cóż… zasłużył.
Właściwie to nawet sam zaczął. Zaproponowałem mu wyjście na zewnątrz, ale chyba
bał się, że go tam zabiję. Nie, żebym nie miał ochoty.
- Co ty sobie w ogóle
wyobrażasz? – syknęła, stając we władczej pozie. Zdawało się, że za chwilę
opluje Syriusza jadem – Że możesz bezkarnie demolować komuś dom? Że możesz się
pojedynkować z każdym, kogo uważasz za wroga?
Że możesz bez powodu używać przemocy, jak jakiś pomyleniec?!
- Myślę, że dostałem
już odpowiednią karę, że mogę się pojedynkować z kimś, kto na to zasłużył i że
miałem powód. Właściwie to, jeśli cię to interesuje, broniłem między innymi
twojej godności.
- Mojej godności? Ha,
a to dobre!
- Owszem, twojej!
Snape wpadł tu, jak do siebie i dowiedziawszy się, że nie możesz mu teraz w
czymś pomóc, zwyzywał cię od nieodpowiedzialnych kretynek. Potem dołożył kilka
ciepłych słów o Harrym, Jamesie i o mnie. Miałem stać bezczynnie?
- Daj sobie spokój,
dobrze wiem, że byłbyś gotów pojedynkować się z nim o szklankę soku, byle tylko
był jakiś pretekst. A poza tym, moja godność nie ucierpiała z takiego powodu,
zdążyłam już przywyknąć do jego… stylu bycia.
- Nie dość, że tobą
manipuluje, to jeszcze pomiata, a tobie
w to gra! - wzniósł ręce do nieba, jakby
błagał o zesłanie odpowiedzi, dlaczego Hermiona jest tak głupia.
- No nie! Chyba na
zbyt wiele sobie pozwalasz. Moja godność to nie jest twoja sprawa!
- Pewnie, najlepiej
nawrzeszczeć na mnie za to, że chciałem cię bronić! Dlaczego jemu nie zrobisz
takiej awantury?
- Nie wciskaj mi kitu
o bronieniu mnie! I nikt nie powiedział, że Snape’owi ujdzie to płazem! –
wrzasnęła, kończąc rozmowę.
Gdy wróciła do domu, wciąż trzęsła się z oburzenia. To był
ten stan, w którym Hermionie zwyczajnie schodzi się z drogi, co też wszyscy
domownicy starali się robić. Jedynie pani Weasley pogratulowała jej dobrej
roboty i stwierdziła, że nawet gdyby ona wzięła sobie urlop od robienia długich
i głośnych awantur, ma godne zastępstwo. Hermionę pewnie by rozbawiła ta uwaga,
gdyby nie fakt, że akurat w tym momencie do domu wrócił także Harry, który
właśnie skończył rozmawiać ze swoim chrzestnym. Nie miała złudzeń, że Syriusz
żalił się Harry’emu właśnie na nią.
- Nawet nie próbujcie
– warknęła, widząc, że Harry i Ron siadają naprzeciwko, najwyraźniej z zamiarem
ochrzanienia jej za „bronienie Snape’a”.
- Ale mogłaś mu już
odpuścić – naburmuszył się Harry – swoje przeszedł.
- Posłuchaj no…!
- Dobra, Harry wcale
nie chciał o tym gadać! – przerwał w porę Ron, zapobiegając katastrofie – Jak twoja
uczelnia?
- W porządku –burknęła,
omijając spojrzeniem Pottera i przypominając sobie swoje spotkanie z Malfoyem –
No… może niezupełnie, chociaż profesorowie wydają się być w porządku.
- To o co chodzi?
- O Dumbledore’a i
jego pomysły – prychnęła – Malfoy dostał się na tę uczelnię, a on kazał mi się
z nim zaprzyjaźnić. Wiecie, chodzi o plan wciągnięcia Malfoyów w struktury Zakonu.
- Żartujesz! – Harry uderzył
pięścią w stół – Ta kanalia naprawdę będzie sobie chodzić na studia, zamiast
gnić w więzieniu?
- I jeszcze masz
udawać, że go lubisz… Dumbledore chyba nie wie, że powierzył ci zadanie
niewykonalne, nie? – Ron skrzywił się teatralnie.
- Teraz możemy się z
tego pośmiać, ale to nie zmienia faktu, że naprawdę będę musiała z nim
współpracować. Tyle, że… nie potrafię.
Wojna skończyła się kilka tygodni temu, a ja mam na tyle dobrą pamięć, by
ciągle widzieć w nim tylko… no wiecie…
- Chyba się za to nie
obwiniasz? – Harry spojrzał na nią, jak na wariatkę – Masz pełne prawo, nawet
jeśli Dumbledore, z jakichś niewytłumaczalnych przyczyn, w niego wierzy, my nie
musimy.
- Jak ja mam mu spojrzeć w oczy? Jak mam z nim
rozmawiać? Miałam nadzieję, że nie spotkamy się już nigdy po jego wyjściu ze szpitala, a teraz mam być dla niego…
przyjaciółką.
- Nie możesz poprosić
Dumbledore’a, żeby ktoś inny się tym zajął? – spytał Ron.
- Nie, chyba nie.
Mówił, że to ważne. Myślę, że faktycznie nie prosił by mnie o coś takiego,
gdyby to nie był jakiś ważny, wielki cel.
- Strasznie żałuję,
że nie możesz się z nim zaprzyjaźniać w Hogwarcie. Wtedy nawet gdybyś ty była
dla niego miła, my moglibyśmy nadrabiać – rzekł Ron, szczerząc zęby w
łobuzerskim uśmiechu. Harry i Hermiona parsknęli śmiechem. Cóż, to była całkiem
przyjemna wizja, wrócić do Hogwartu i
uprzykrzać życie Malfoyowi, który nie byłby już tak butny i ważny, jak zawsze.
- Właśnie, Hogwart –
wypaliła nagle Hermiona – Podobno Snape czegoś ode mnie chciał, zanim zaczęli z
Syriuszem demolować Norę. Nie powiedział, czego?
- Nie, ale zanim
wyleciał na kopach, zdążył kazać ci zjawić się u niego w gabinecie koło
dziewiątej wieczór – mruknął Harry.
- Zjawię się tam
wyjątkowo chętnie – uśmiechnęła się sadystycznie – już ja mu zrobię wykład na
temat pojedynków.
- Tyle dobrego… -
Potter wydawał się być wyraźnie pocieszony wizją Snape’a pod obstrzałem
wrzasków Hermiony, bo, podobnie jak Molly, uważał, że zasłużyła na miano
wybitnej krzykaczki.
Do wieczora zdążyła trochę ochłonąć, choć i tak nie poczuła
się całkiem dobrze, bo czekało ją jeszcze starcie ze Snapem i wizja
jutrzejszego dnia w nowym otoczeniu,
zmierzenia się z nowymi wymaganiami no i… z Malfoyem. Niby robiła w życiu już
bardziej niebezpieczne rzeczy, ale wtedy zawsze szła ramię w ramię z Harrym i
Ronem, a jedyne, co jej groziło, to ujemne punkty dla Gryffindoru. No,
ewentualnie śmierć w szponach śmierciożerców, albo innych magicznych potworów.
Parsknęła śmiechem na tę myśl, patrząc w lustro i przygotowując się do wyjścia.
To zaskakujące, jak bardzo człowiekowi może pomóc własny uśmiech. Może i nie
jest cudownym lekarstwem, ale na pewno pomaga uwierzyć, że nigdy nie jest tak
źle, żeby jednym wyjściem było usiąść w kącie i płakać. W końcu zebrała się w
sobie i pomyślała, że skoro przebrnęła przez siedem lat u boku największych
ryzykantów, jakich nosiła matka ziemia, poradzi sobie już ze wszystkim. Powinna
być im w pewnym sensie wdzięczna, za ten poligon życia.
Za kwadrans dziewiąta była gotowa do wyjścia, zarówno
fizycznie jak i psychicznie, ale i tak musiała wziąć głęboki, uspokajający
oddech, gdy niespodziewanie zjawiła się bezpośrednio w kominku w gabinecie
Snape’a. Siedział za biurkiem i przeglądał jakieś dokumenty.
- Siadaj – burknął tylko,
odkładając papiery na bok.
- A może jednak,
zanim usiądę, byłby pan łaskaw wytłumaczyć mi, jakim to prawem doszło do tego
żenującego incydentu między panem, a Syriuszem?
- skrzyżowała ręce na piersi i mówiła tak karcącym tonem, jakiego nie
powstydziłaby się profesor McGonagall.
- O to już zapytaj Blacka. Poza tym, to nie jest twoja
sprawa.
- Syriusz zasłania się tym, że walczył, bo mnie pan obraził,
więc to jest moja sprawa.
- Pierwsza rzecz: Black nie walczył, tylko miotał klątwami,
jak idiota. Druga: nie przeraża cię fakt, jak bardzo musi być przewrażliwiony
na twoim punkcie, skoro rzuca się na mnie z różdżką, za „Granger nie miała
lepszej pory, by wyjść z domu?” ?
- On twierdzi, że
zwyzywał mnie pan od kretynek. I że to pan zaczął.
- To, jakie wizje
produkuje sobie to coś w głowie Blacka, co nawiasem mówiąc, na pewno nie jest
mózgiem, nie jest moim problemem.
- Ale mimo wszystko przyczynił się pan do zdemolowania domu
państwa Weasleyów.
- Chyba oszalałaś.
To, że rzuciłem zaklęcie tarczy i że odesłałem mu jego własne klątwy, nie stawia
mnie na pozycji demolującego dom.
- Więc Syriusz
kłamie, tak? – prychnęła – Jakoś trudno mi uwierzyć, że stał pan tam i robił za
tego dobrego.
- Bo jeszcze za mało
mnie znasz – odparł, a Hermiona poczuła się gwałtownie wybita z rzeczywistości.
Prędzej spodziewałaby się wiadomości o wybuchu mugolskiej bomby na Pokątnej niż
takiego zdania w ustach Snape’a. Chyba zauważył, że ją zamurowało, bo
uśmiechnął się lekko – Usiądziesz, czy będziesz mnie podziwiać z góry?
- Co? A, nie… usiądę.
- Świetnie. Może
przejdźmy do meritum, skoro już sobie ulżyłaś.
- Zakładam, że chodzi
o profesora Dumbledore’a? Mówiłam, że potrzebuję więcej czasu.
- Źle zakładasz.
Profesor Dumbledore póki co żyje i ten stan przez jakiś czas nie ulegnie zmianie,
bez względu na to, czy potrzebujesz więcej czasu, czy nie. Ale jednak to on
mnie poprosił, żebym z tobą porozmawiał. Chodzi o Draco.
- Przecież wiem, co
mam robić.
- Wiem, że wiesz, ale
mnie dyrektor nie zdradził tego dla zabawy. Masz się z nim zaprzyjaźnić tak?
- Nie. Mam udawać, że
się z nim zaprzyjaźniam – wypaliła i tym razem to Severus został zbity z tropu.
Nie spodziewał się, że Malfoy tkwi taką zadrą w Hermionie.
- Tak czy inaczej,
mam cię poinstruować, co masz robić, żeby nie przesadzić.
- Nie przesadzić z
czym?
- Z… pozytywnymi
uczuciami, choć z takim podejściem raczej ci to nie grozi. Chodzi mi o to, że
Draco nie może mieć poczucia, że może na tobie polegać zawsze i wszędzie. Musi
czuć, że wciąż jest na warunkowym i jeden fałszywy krok może wszystko zmienić,
że musi pracować na swoją przyszłość. Muszę ci tłumaczyć, jak masz postępować?
- Nie trzeba. Mam już praktyki w byciu cholernym fałszywcem –
wyrzuciła z siebie z goryczą – Poradzę sobie. Chyba już pan widział, że umiem
udawać.
- Widziałem –
westchnął i przetarł twarz ze zmęczenia – Nie powinnaś tego brać za bardzo do
siebie.
- Nie potrafię.
Naprawdę nie nawykłam do robienia ludziom złych rzeczy, ani w czasach pokoju,
ani w czasach wojny, ani teraz. I mimo, że będzie mnie pan uważał za głupią, a
ja będę sprawiać problemy, nie pozbędę się tego. Tak
wychowali mnie rodzice i tak sama nauczyłam się postępować - Snape patrzył na nią, mrużąc z
zainteresowaniem oczy. Nie sądził, że kiedykolwiek dożyje dnia, kiedy nie zruga
kogoś za sentymentalne bzdety, ale właśnie się to stało. Mało tego, Granger
była pierwszym w historii jego nauczycielskiej kariery przypadkiem, z którym
chciał utrzymywać kontakt po skończeniu Hogwartu.
- Chyba zaraz się
udławię tym, co powiem, ale cieszę się, że masz taki silny charakter. To… chyba
nawet dobrze, że się nie zmieniłaś. Dziwnie patrzyłbym na członkinię
Szlachetnej Trójcy, gdyby zachowywała się, jak ja.
- Nie jest pan złym
człowiekiem – zapewniła go, o dziwo prawie nie czując przy tym skrępowania.
- Czy ja ci już dziś
nie mówiłem, że za mało mnie znasz?
- Może, ale znam pana
na tyle, żeby to wiedzieć. To jest ten moment, w którym powinnam sobie iść? –
dorzuciła widząc, jak przenosi wzrok na jakiś zupełnie pusty punkt na
przeciwległej ścianie i zaciska usta. Spojrzał na nią niespodziewanie.
- Nie. Właściwie
jeśli nie masz nic lepszego do roboty, możesz zostać.
Powiedz mi za jakie grzechy ty znowu kończysz w takim momencie, co? No, ale jak tak można.. Chyba się popłaczę.. Lubię kiedy Hermiona sztorcuje innych.. A ty to bardzo fajnie opisujesz.. Na prawdę uwielbiam czytać twoje opowiadania.. Życzę weny i z niecierpliwością czekam na następny rozdział.. Zapraszam do mnie ta-chwila-nalezy-do-nas.blogspot.com jest już 3 rozdział.. :)
OdpowiedzUsuńCornelia Grey.. :)
P.S. Udało się byłam pierwsza.!!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOch wściekła Hermiona... to jest to! Rozdział super :D
OdpowiedzUsuńCzekam na następny :)
Uwielbiam wściekłą Hermionę! Wtedy żadna przeszkoda nie stanie jej na drodze :D Bardzo ładnie poprowadziłaś rozmowę Hermiony i Syriusza. Rozdział był nawet ciekawy :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Madi.
No jak to? Koniec? W najciekawszym momencie? :c
OdpowiedzUsuńHermiona była genialna gdy wygarniała Snape'owi, a on był taki spokojny.
Świetny rozdział, czekam na kolejny ;) Charly
Uwielbiam taką Hermionę! Taką wściekłą i wrzeszczącą na wszystkich xD
OdpowiedzUsuńALE JAK MOGŁAŚ SKOŃCZYĆ W TAKIM MOMENCIE!!!!???!?
Rozdział wspaniały ;)) z niecierpliwością czekam na następny ;**
Dlaczego teraz? Sev przechodzi samego siebie a Ty tu kończysz? ;) No i kochana Hermiona pokazała pazurki :D Nie mogę doczekać się następnego rozdziału!!! Weny. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Morgena
Kiedy zdalam sobie sprawe z tego ze Twoj blog nie jest zawieszony zaczelam szalenczo biegac po pokoju. A zaraz potem pochlonelam wszystkie 27 rozdzialow i oczywiscie czekam na wiecej!!
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Liebster Blog Award, szczegóły u mnie: http://sevmionesnw.blox.pl/2014/01/Liebster-Blog-Award65279.html
OdpowiedzUsuńTo jest genialne.
OdpowiedzUsuńUwielbiam taka Hermione :D
Chce więcej. ;)
weny.
Pozdrawiam,Lili.
Wow Hermajni zostaje u Seva ...na pewno zostaje bo ko by chciał wracać do Blacka ^^ .Jak ja kocham czytać to co piszesz...ech czysta przyjemność.
OdpowiedzUsuńWeny ,weny , weny
Jane
Witaj! :D
OdpowiedzUsuńWięc... Tak właściwie, to... no... Zwaliło mnie z nóg!
Dzisiaj sobie szukam jakiś blogów to poczytania no i wpadam na twój. Zaczęłam czytać, tak mnie wciągnęło, że jestem na 27 rozdziale, chcę przejść do następnego, a tu się okazuje, że następnego nie maaa D:
Jezu, JAKI TY MASZ, BABO, TALENT!!! Ja chcę pisać tak, jak ty!
No i... jak śmiałaś skończyć w takim momencie?????!!!!!
Masz mi natychmiast oddać nowy rozdział!!! :D
Dodaję do obserwowanych i do linków na moim blogu.
Pozdrawiam i życzę weny
always
http://snape-granger-inna-historia.blogspot.com/
Chciałam zobaczyć co się stanie jak usunę komentarz... A byłam druga.
OdpowiedzUsuńRozdział SUPER tylko szkoda, że w takim momencie. Ale to dobrze, podładujesz klimat.
U mnie też jest atmosfera powojenna (tylko, że zamiast zorganizowanej grupy jak u ciebie Wyznawcy Salazara, napatoszy się nowy czarnoksiężnik, były śmierciożerca, jeszcze nie wiem jakiego by wybrać, który nie może się pogodzić ze stratą swojego mistrza, i wszystko odbuduje, jebut) Z tobą się nie mam co porównywać, jesteś ZNAKOMITA w każdym znaczeniu tego słowa.
Moje : http://severus-hermiona-zakon-feniksa.blogspot.com/
No i mam cię w polecanych na 1 miejscu :3
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJesteś genialna! Masz taki talent! Rozdział napisany rewelacyjnie. Wściekła Hermiona to jest to. ;) Szkoda mi Syriusza, ale należało mu się. Nadal mam wrażenie, że on coś czuje do Mionki. ;) A dialog w gabinecie Severusa mnie zachwycił! I ta końcówka <3
OdpowiedzUsuńCzyżby Syriusz, az tak bardzo brnal w klamstwach by tylko Hermiona stanela po jego stronie... Nie podoba mi sie, ale podoba to, ze Granger widzi w Severusie cos wiecej niz tylko zimnego dupka :D Zastanawiam jak potocza sie relacje miedzy Hermiona i Draco, czy uda jej sie do konca przeprowadzic blondyna na dobra strone, by w pelni mogł sie oddac np. Zakonowi i czy dzieki temu uniknie kary :) No i musze Ci pogratulowac koncówki, to takie slodkie, ze pozwoli jej zostac awwww <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
~ Sandra